piątek, 17 lutego 2017

Dwadzieścia trzy

Nie powinnam w to zwątpić nawet na chwilę. Nie w niego. We wszystko inne mogłam, ale Kenneth... Oprócz mamy mam tylko go.
Rozmawialiśmy przez dobre pół godziny. Jego głos uspokoił mnie na tyle, że byłam w stanie w miarę trzeźwo myśleć. Aczkolwiek nadal nie byłam pewna tego, co powinnam teraz zrobić.Na dobrą sprawę mogłabym przecież już teraz wyjechać... Ale nie byłaby to oznaka tchórzostwa?
Na to pytanie odpowiedzi mogłaby mi udzielić jedna osoba – Yvonne...
Stróż siedzący w dyżurce przed bramą skinął mi głową, kiedy tylko przejechałam obok niego. W środku znów poczułam zwątpienie. A także strach.
Niepewnie opuściłam pojazd i przeszłam przez okazałe podwórze. Moje stopy mozolnie odbijały się od stopni, jakie dzieliły mnie do wejścia do środka. Aczkolwiek w końcu się udało.
W środku przywitała mnie głucha cisza. Dopiero później pojawiła się Ann, pokojówka, która przekazała mi informację, że moja mama znajduje się w swoim gabinecie. Podziękowałam jej i udałam się na drugie piętro, gdzie znajdowało się owe pomieszczenie.
- Mamo... Muszę z Tobą porozmawiać - szepnęłam, kiedy tylko znalazłam się w środku. Weszłam bez pukania, bo te sekundy oczekiwania na pewno sprawiłyby, że uciekłabym z posesji. Kobieta oderwała wzrok od lektury książki, po czym przyjrzała mi się uważnie. Czego mogła się dopatrzeć?
- Oczywiście, słońce - uśmiechnęła się lekko, podnosząc się ze skórzanego fotela. Podeszła do mnie, aby pocałować mnie na spóźnione powitanie w oba policzki, a następnie wyprowadziła mnie z pomieszczenia.
Jej celem okazał się ogród za domem, gdzie była pewność, że jesteśmy same i nikt nas nie usłyszy. Próbowałam zebrać wszystkie myśli i wydarzenia z dzisiejszego poranka, aby przekazać je kobiecie.
- Brand dowiedział się, że już nie jestem prezesem. Boję się, że zwęszy coś więcej... Chcę stąd wyjechać.
Kolejne kilka minut czekałam na odpowiedź – denerwowałam się coraz bardziej. To milczenie... Było o wiele gorsze niż chociażby określenie mnie niezrównoważoną idiotką, czy tchórzem. To chodzenie zaczynało mnie denerwować... Mamo, powiedz coś! Powiedz, że podzielasz moją wolę, albo wręcz przeciwnie... Tylko nie milcz, błagam...
- Gdzie chcesz wyjechać?
- Do Innsbrucka... Do Kennetha.
- Maren, nie. Nie tam - szepnęła błagalnie. - Brand domyśliłby się i ruszył za Tobą - zacisnęłam wargi, zerkając przed siebie. Za domem stała jakaś postać, która machała w naszą stronę...
Przeniosłam swój spłoszony wzrok na mamę, a ta pogładziła mnie po głowie, jakby chciała mnie uspokoić. Jednocześnie prowadziła mnie w tamtą stronę...
- Zostaw to mi - powiedziała tajemniczo.
Udałyśmy się w do Petera, który – podobnie jak mama – złożył całusy na moich policzkach w geście powitania.
- Słyszałem dość nieprzyjemną wiadomość, dotyczącą Twojej osoby, córko... - mogłam się tego spodziewać. Mogłam spodziewać się, że ten tchórz powie ojcu o tym, że odchodzę. Spuściłam wzrok, nie chciałam, aby ojciec zobaczył w moich oczach strach.
- Oh, Peter. Maren ostatnio ma...drobne problemy ze zdrowiem. Dlatego Stine ją zastępuje.
- Ze zdrowiem? - uniósł brew ku górze, a ja lekko skinęłam głową. - Oby to było tylko chwilowe...
- Myślę, że nie takie chwilowe... - mówiąc to...pogładziła mój brzuch.
- Maren? - wykrztusił z siebie zaskoczony Peter, a ja sztucznie się uśmiechnęłam. Mamo! Przecież to tak...trudna dla mnie kwestia. I tak bolesna... - Brand wie?
- Nie. Ty jesteś drugą osobą, która się o tym dowiedziała.
- Dlatego rezygnuję z pracy. Nie chcę...powtórki z wtedy - wówczas wracałam z pracy. Nie przeciążałam się, zajmowałam się po prostu papierkowymi sprawami. Dlatego nigdy nie wybaczę sobie tego wypadku – sama się po części do niego przyczyniłam...
Zauważyłam, że i na twarzy mężczyzny pojawił się grymas przygnębienia... Mimo tego, jaki jest, to ta tragedia też go dotknęła...
- Dobrze myślałem, że za tym stoi coś...większego - zdawkowo się zaśmiał. Mi nie było do śmiechu. - Nawet nie jesteś w stanie sobie wyobrazić tego, jak się cieszę, kochanie - delikatnie ujął moje dłonie i podsunął je sobie pod twarz, aby ucałować. - Wszystkie moje obawy bezpowrotnie uleciały, zastąpiło je szczęście. Twoje szczęście. Wasze szczęście.
- Dziękuję, tato - kąciki ust znów lekko drgnęły ku górze. Większą siłę skupiałam na tym, aby myśli związane z macierzyństwem nie zaczęły mną kierować. Nie mogłam nawet spoglądać w kierunku matek, bo wypełniała mnie wtedy taka zazdrość...
- Yv, wiesz może, gdzie jest Ann?
- Nie - Peter skinął głową.
- Muszę ją odnaleźć. Cóż, nie będę Wam przeszkadzać... Uważaj na siebie - jeszcze przez chwilę trzymał moje ręce, po czym udał się z powrotem do środka.
Nie wiedziałam, co powiedzieć. Czy znajdzie się jakiekolwiek słowo, jakie przejdzie mi przez gardło po tym, co powiedziała moja mama – skłamała i to w tak okrutny sposób... Powiedziała to, czego chciałam przez długie lata, a czego brał się Valskraa – odpowiedzialność...
- Jeśli chcesz wyjechać, to tylko i wyłącznie do Drammen. Tam nikt nie będzie Ciebie szukał. O tym miejscu wiesz tylko Ty i ja - zaczęła, znów kierując się w stronę ogrodu. Jakbym w ogóle nie miała prawa niczego powiedzieć.
Nie żeby jej plan nie był dobry. Po prostu... To teraz nie było na miejscu.
- Dlaczego powiedziałaś, że...że jestem w ciąży?
- Zmień też numer i wyp... - zreflektowała się, że zabrałam głos. Spojrzała na mnie smutno, a jej głos stał się jeszcze cichszy. - Przepraszam, kochanie. Aczkolwiek wiedziałam, że tylko ta wiadomość pozwoli wszystkim odpowiednio zamydlić oczy. Wracając do tego, co Ci mówiłam – musisz wyczyścić swoją kartę, aby nie używać jej po przeniesieniu się do Drammen. Zmień też numer, a reszta... Reszta sama przyjdzie.


coś myślę, że tak wyglądałyście, jak to czytałyście XD
jestem też przekonana, że za długo nie pożyję – chcę Wam przekazać informację, że zbliża się koniec tej historii. za dwa tygodnie będziecie odczytywać słowa ostatniego rozdziału, a później tylko krótki epilog, który na pewno, według mnie, przypadnie Was do gustu :)

7 komentarzy:

  1. O jeju co tutaj się odjebało?! Aż boję się spytać co będzie jak prawda wyjdzie na jaw... pozdrawiam i czekam na kolejny ;*

    OdpowiedzUsuń
  2. jeju no to się porobiło!!!
    dhjsgdf jestem ciekawa jak zareagują wszyscy gdy prawda ujrzy wreszcie swiatlo dzienne ;-;
    czekam! <3

    OdpowiedzUsuń
  3. Jestem :)
    Jaki koniec? Gdzie? Dlaczego? Którędy? Ja się nie zgadzam! Nie pozwalam! Co jak co, ale mnie powinnaś posłuchać! No siotro, błagam! Nie rób nam tego!
    Co ja będę teraz czytać? To mnie tak wciągnęło.. może jeszcze przemyślisz kwestię jakiejś drugiej części, czy coś? :)
    Odnośnie tego wyżej, to widzę, że szykuje się jakaś poważna ucieczka. Ale mam nadzieję, że wszystko pójdzie zgodnie z planem, bo aż boję się pomyśleć, że mogłoby się nie udać. Trzymam kciuki za Maren i za wszystko ogólnie :)
    Pozdrawiam! ;**

    OdpowiedzUsuń
  4. Melduję się!
    Wiesz... ja wyglądałam jeszcze gorzej, kiedy to czytałam xD Świetny rozdział, ale co ty kochana tutaj robisz, hmm? :(
    O matulu, nie spodziewałam się, że to wszystko tak się potoczy. Ale cały czas wierzę, że jednak będzie szczęśliwy finał. Właśnie, finał... niedługo epilog? Nie żartuj nawet w taki sposób. Ja nie chcę końca. Nie teraz!
    Weny, buziaki :**

    OdpowiedzUsuń
  5. Wierzę, że wszystko zakończy się dobrze, bo jak nie to Cię zabije :(
    Już chcesz kończyć tego bloga? No weź... xd Przecież to dopiero początek, stać Cię żeby napisać więcej rozdziałów z nimi <3
    Matko no, czekam z niecierpliwością na kolejny! :*

    OdpowiedzUsuń
  6. Tak dokładnie tak wyglądałam jak to czytałam xDD
    Co ty odwalasz?

    OdpowiedzUsuń