piątek, 24 lutego 2017

Dwadzieścia cztery

Na dzień przed zaślubinami panny Ristad byłem już w Drammen. Pieprzone trzy godziny od Maren, u której od trzech dni był Tande. Nie byłem tym faktem za zbytnio pocieszony, ale przynajmniej miałem pewność, że jest bezpieczna.
Valskraa dziwnie się zachowywał – nie rzucał się, był potulny niczym baranek... Przynajmniej tak słyszałem. Nie wiem czemu, ale miałem wrażenie, że to najzwyklejsza podpucha, a prawdziwa jazda szykuje się na jutro... Gdyby nie noga, to nie mógłbym znaleźć sobie miejsca. Gdyby nie mama Daniela to chyba bym oszalał z samotności. Kobieta troszczyła się o mnie tak bardzo, że czułem, że gdyby mogła, to najchętniej by mnie zaadoptowała. Przy okazji pokazywała i opowiadała różne kompromitujące rzeczy o swoim starszym synalku. Hm, mogę je kiedyś dobrze wykorzystać.
Sobotni poranek zacząłem od stresu roku. Gdyby nie pani Trude, to chyba bym tam wykitował.
Opowiedziałem kobiecie o Maren. Na dobrą sprawę wiedzieli już o niej wszyscy. Na dobrą sprawę to dobre określenie. Nawet nie wiem jakim cudem, ale przypomniałem sobie o dość ważnej sprawie.
Moi rodzice. 
Boże, co za fail. Nie rozmawiałem z nimi od niemal miesiąca, nie wiedzieli, co się u mnie dzieje, o tym, że na razie mogę pożegnać się ze skokami... Co za niewdzięczne dziecko ze mnie.
Spróbowałem temu w jakikolwiek sposób zaradzić, dlatego zadzwoniłem do nich jak najszybciej się dało. Dzięki temu mogłem, choć na chwilę, oderwać myśli od Maren.
Mama oczywiście miała swoje pretensje, ale zniknęły jeszcze szybciej niż się pojawiły. Pokazała mi jeszcze swoją  „lepszą” stronę – jej paskudne poczucie humoru...  „Ciekawe, jakbyś miał w takim stanie łapać Stine, gdyby ta tak nagle zdecydowałaby się uciec Ci sprzed ołtarza”. mamo! To było tak bardzo nie na miejscu... Westchnąłem ciężko, a pani Trude po tym wybuchła stłumionym śmiechem.
Rozmowa trwała jeszcze jakieś dziesięć minut. Przy okazji dowiedziałem się nawet, co dzieje się u psa sąsiadki babci siostry ciotecznej mamy, aczkolwiek byłem świadomy tego, że mama musiała się komuś wygadać. No trudno, że ja byłem tą „ofiarą”.
Odetchnąłem z ulgą, kiedy tylko odkleiłem telefon od ucha, aczkolwiek jak to ja, za długo tym stanem nie mogłem się cieszyć. Myśli o pannie Ristad znów wróciły, a natłok emocji zwiększał się z każdą sekundą, jaka przybliżała mnie do godziny 13, czyli początku tej pieprzonej ceremonii. Z takim tempem to ja nie wytrzymam do jakiejkolwiek wiadomości, że im się udało...
- Spokojnie, Kenneth - pani Trude pogładziła mnie po głowie, niczym pięciolatka. Cóż, w moim obecnym stanie wyglądałem i czułem się jak ten nieporadny pięciolatek...
Nigdy nie spodziewałem się, że będę się tak czymkolwiek denerwował... Ta kobieta zdecydowanie mnie zmieniła. Czuję i wiem, że na lepsze. Wszyscy są tego zdania.
Teraz spoglądam na to wszystko zupełnie inaczej. Wszystko jest żywsze, lepsze...piękniejsze. Może relacja z panną Ristad jest niecodzienna, ale wiem, że chcę, aby trwała jak najdłużej. Wiem, że jej obecność jest wyznacznikiem mojego szczęścia... Po prostu mnie.
Co chwila zerkałem na telefon, niemal na szpilkach oczekując wiadomości od Maren, czy od samego Daniela. Czekałem na to głupie „Udało się” jak na wybawienie. Każda chwila zwłoki powodowało, że moją głowę przeszywały coraz bardziej chore i nierealne scenariusze, nad którymi nie byłem w stanie zapanować.
Godzina trzynasta pięćdziesiąt siedem przyniosła kres mym udrękom. Na wyświetlaczu pojawiło się zdjęcie i numer Maren, a ja w szale euforii odbierałem to połączenie.
~ Wszystko poszło wręcz wybornie, kochanie ~ to zdanie przyniosło spokój, jakiego nie umiem określić nawet najbardziej rozbudowanymi epitetami, metaforami i innymi takimi. Już po wszystkim. Najgorsze minęło.
- Nawet nie wiesz, jak się cieszę. I jak bardzo nie mogę się doczekać Ciebie w naszym domu.
Nasz dom... To brzmi tak niedorzecznie! Chwilami nadal ciężko mi się myśli o Maren jako o kobiecie, z którą przyjdzie mi przejść przez życie.
~ Ja też nie mogę, Kenny. W chwili wybiegania z kościoła poczułam, że zostawiam za sobą całą niewygodną, a nawet i okropną, przeszłość. Rozpoczynam coś nowego. Z Tobą, Kenny. Z kimś, za kim szaleję tak bardzo, że powinnam wylądować w ośrodku specjalnej troski ~ wyszczerzyłem się jak głupi, słysząc te słowa. Czułem to samo – to miejsce pozwoli nam ruszyć od praktycznie zera. Na nowo rozpoczniemy naszą przygodę. ~ Chcę już być obok Ciebie. Nie musieć się niczym martwić, po prostu leżeć na łóżku, wtulona w Ciebie.
~ Tylko bez takich pogawędek mi tu! ~ zaśmiał się Tande, ale żadne z nas nie miało w planach przejmować się jego skargami i zażaleniami. Nie widziałem jej przez dziesięć dni! A kamerka Skype to nie to samo...
~ Musisz użerać się z tym jeszcze przez jakieś dwie godziny ~ moja ukochana odpowiedziała Młodemu. Nie musi się użerać tak w sumie, pomyślałem. Jak znajdzie dziewczynę, to jego podejście do życia radykalnie ulegnie zmianie. Ale żeby jeszcze jakakolwiek chciała słuchać jego pierdolenia bez ładu i składu... Będzie ciężko, aczkolwiek to nie znaczy, że nie jest nie do wykonania.
~ Potem udam się na szybko do naszego psychologa na terapię, bo zryjecie mi banię ~ halo! Czemu oni zachowują się tak, jakby w ogóle mnie nie było?
~ Zobaczymy, jak sam będziesz się zachowywał, kiedy i Ciebie jakaś pokocha.
~ Jeśli tak się stanie, to przysięgam, Maren, zabiorę Cię na kawę. Nawet na kawę z ciastkiem!
- Laczek! - zawyłem, w odpowiedzi słysząc śmiech dwójki rozmówców. - Bez takich mi tu.


tak zareagowałyście po wszystkim, co nie? XD pewnie było „boże, w końcu ta idiotka im odpuściła” XD 

8 komentarzy:

  1. Codziennie patrzyłam czy jest nowy rozdział ;) a tu proszę ;) opiszesz scenę ucieczki z kościoła ? Hah bo aż nie mg Sb tego wyobrazić ;* pozdrowka ;)

    OdpowiedzUsuń
  2. Jestem :)
    I z góry przepraszam, że może być trochę krótko, ale nieco zaległości mi się narobiło przez jeden dzień :O
    Jak to możliwe? :O
    Dobra, do rzeczy xd
    Tak! Właśnie tak wyglądałam, jak na tym gifie! Cieszę się, że wreszcie wszystko jakoś tam zmierza ku dobremu. Bo zmierza, prawda?
    Liczę na to, że tak!
    Weny i buziaczki siostro :*

    OdpowiedzUsuń
  3. szczerze powiedziawszy liczyłam na coś "większego", a tu tylko telefon, że już po wszystkim... chętnie zobaczyłabym to z perspektywy Maren, jak czuła się przed ucieczka, w jej trakcie i po, w sumie reakcja Branda też byłaby ciekawa do przeczytania

    PS. bardzo ciężko czyta się wysrodkowany tekst zamiast wyjustowanego, może spróbuj z wyjustowaniem i dodaniem akapitów?

    OdpowiedzUsuń
  4. Jestem!
    Cudny rozdział! Ty wiesz, ile ja czekałam na takie rozwiązanie się spraw? Pewnie nie tylko ja :D
    Haha, cóż... trochę też tak wyglądałam jak Kenny na gifie xD Ale ciężko było się nie uśmiechnąć, kiedy wszystko w końcu zaczyna iść po dobrej drodze, jakoś się układać. Teraz to już musi być tylko lepiej :D
    Weny, buziaki :**

    OdpowiedzUsuń
  5. Oooo matko! Jezu, nie sądziłam, że nie było mnie tak długo! Serio... Wchodzę myśląc, że to było chwilowe, a tutaj czytam, że się kończy!! Co za idiotka ze mnie :o
    Ale się cieszę, że to się dobrze kończy! I tak przyszło mi na myśl, że mama Maren może okazała się prorocza i wyjdzie, że Maren jest w ciąży? Ahhh... szkoda, że to tak szybko minęło !! ;) I o dziwo Danny stanął na wysokości zadania xd aż jestem ciekawa, jak tego dokonał haha

    OdpowiedzUsuń
  6. No w końcu się zdecydowała, już myślałam, że minie wieczność zanim ona się zdecyduje uciec i w końcu to zrobiła! :D
    Jestem z niej dumna, że uciekła od tego dupka XD
    Czekam na kolejny rozdział! <3

    OdpowiedzUsuń
  7. boże no wreszcie!! <3 ale szczerze mówiąc nie spodziewałam się tak szybkiego obrotu spraw :D
    no ale!! dobrze że uciekła, teraz wszystko zacznie sie ukladac<3

    OdpowiedzUsuń
  8. Dobrze, że uciekła XDD
    A teraz niech się układa :D

    OdpowiedzUsuń