piątek, 6 stycznia 2017

Siedemnaście

Uważnie ją obserwowałem od chwili, kiedy opuściła łóżko i krzątała się po nim, przemierzając trasę z sypialni do łazienki kilka razy. Obserwowałem jej pospieszne ruchy i widziałem, że jej dłonie delikatnie się trzęsły.
- Maren... Może dziś zostaniesz? Myślę, że znajdziemy lepsze zajęcie...
- Kenneth. Muszę. Nie mogę pokazać mu, że jestem tchórzem. Nie jestem tam sama.
- W domu też nie jesteś, a jakoś... Jakoś znalazłaś się tu - milczała. - Boję się o Ciebie, rozumiesz?
- Dlaczego? - podeszła bliżej mnie.
- Co dlaczego? - spytałem, wychodząc spod kołdry. Nie czułem się jakiś skrępowany będąc przy niej. Swoje widziała. I czuła.
- Dlaczego robisz to wszystko?.. - spytała niepewnie. Pospiesznie przejechałem językiem po wargach, chwytając jej twarz w swoje dłonie. Przyciągnąłem ją bliżej siebie.
- Dlatego - wyszeptałem, muskając jej usta swoimi. Jak inaczej mogłem przedstawić jej to?
Nie umiem stwierdzić, czy jej kocham. Jednakże kiedy jej nie ma obok mnie to czuję niewysłowioną pustkę. Jakby zabrała mi większość siebie, pozostawiając truchło w moim kształcie. A kiedy jest... Szaleję, oczywiście w tym pozytywnym znaczeniu.
Przez chwilę trawiła tę czułość, jednakże, kiedy tylko odwzajemniła ją... Przesunąłem dłonie niżej, chwytając ją w talii i przyciągając bliżej swojego ciała. Położyła dłonie na moich barkach, po chwili przesuwając je niżej.
- Kenny... - westchnęła, kiedy naszych uszu doszedł dźwięk dzwonka. Nie chciałem tego przerywać, poza tym, kto mądry dzwoni w poniedziałek z samego rana? - Otwórz. Ale najpierw się ubierz - zaśmiałem się. - Myślę, że są widoki, które mogę widzieć ja, nie sądzisz?
- Jak najbardziej - cofnęła ręce, po czym wyszła z pokoju, zostawiając mnie samego. Pospiesznie wstałem i z szafy wyciągnąłem rzeczy, które po chwili wciągałem już na siebie. Dzwonek w tym czasie został przyduszony kilka...naście razy. Kto już się dobija?
- Już idę - mruknąłem, kiedy kierowałem się do korytarza. Maren była w kuchni i robiła sobie śniadanie. Przekręciłem klucz w zamku i pociągnąłem je do siebie. Westchnąłem ciężko, widząc przed drzwiami Tande. No ja rozumiem, że jesteśmy ze sobą zżyci, ale żeby o godzinie ósmej już stać przed moimi drzwiami? Poza tym, on mieszka w Drammen, co tu o chuja pana robi w okresie wolnym?
- A Ty tu czego?
- Może trochę kulturalniej, kolego? - zaśmiał się, wchodząc do środka, jakby był u siebie. - Nie no, tak naprawdę Phil bał się zostawić swoje mieszkanie pod moją opieką i mnie tu podstawił.
- Zabiję, autentycznie.
- Nie zabijaj, nie warto - zaśmiała się Maren, co spowodowało, że skamieniałem. Teraz to się zacznie... Danny momentalnie skupił na niej swoją uwagę. Na szczęście zebrała się szybciej niż ja i stała ubrana niemal gotowa do pracy-na nogach miała buty na obcasie, oraz ubrana była w białą, cienką koszulę w czarne grochy oraz czarne spodnie. Miała rozpuszczone włosy, a w dłoniach zaciskała kubek z bodajże kawą.
- Kenneth? - niemal wypiszczał moje imię, piorunując mnie wzrokiem. Co już takiego złego zrobiłem? - Dlaczego nie przestawiłeś nam swojej towarzyszki, tylko jeszcze ostatnio zachowywałeś się jak najbardziej tajemniczo?
- Bowiem, mój drogi - zaczęła kobieta - jest coś takiego jak strefa prywatności, której takie wymoczki jak Ty nie powinni naruszać.
Wybuchłem śmiechem, kiedy Daniel patrzył się to na nią, to na mnie. Ktoś w końcu powiedział mu coś takiego, co go zagięło.
- Boże - zabrzmiał jak typowa fangirl. - Nie znam Cię, ale powiedz mi, że Twoje koleżanki są takie same.
- Moje koleżanki mają już mężów, kolego - powiedziała jak najbardziej poważnie. Czemu poczułem się dziwnie? - A niektóre nawet dzieci.
- Czemu muszę zawsze tak słabo trafiać - jęknął, udając się w stronę salonu. Przynajmniej na chwilę miałem go z głowy.
Panna Ristad na chwilę zniknęła w kuchni, a potem w sypialni. Czyli zbliżała się ta godzina, kiedy mieliśmy się rozstać na niemal cały dzień... Kiedy wróciła, uwiesiła się na mojej szyi, mocno mnie całując.
- Jest głupi, więc Ci współczuję - zachichotała w przerwie na całowanie. - Ale myślę, że sobie poradzisz.
- Nie mam wyjścia - westchnąłem.
- Zawsze masz – przecież możesz go wyrzucić z mieszkania - jeszcze raz złączyła nasze wargi, po czym skierowała się w stronę wyjścia. - Napiszę, jak będę w biurze.
- Miłego dnia - posłała mi buziaka w powietrzu, zamykając za sobą drzwi. Musiałem wrócić do salonu, bałem się, co już Tande tam robi. Chociaż jest za cicho...
- Dałeś niezły pokaz swojej głupoty - pochwaliłem, ironicznie klaszcząc w dłonie.
- Skąd Ty ją wytrzasnąłeś? Istne przeciwieństwo Stine... Na całe szczęście. Niezła jest, tak poza tym.
- Nawet o niej nie myśl, kretynie - syknąłem.
- Spokojnie, panie zazdrośniku! Nie mam niczego takiego w planach.
Skinąłem głową, w myślach oddychając z ulgą. Usiadłem na kanapie, rozprostowując nogi i opierając głowę o ręce, założone za nią.
W sumie wizyta Daniela nasunęła mi pomysł...
- Daniel, nie ma tam w pobliżu Ciebie wolnego domu, mieszkania?
- Po co Ci?
- Nie możemy zostać tu z Maren - zmarszczył brwi, patrząc się na mnie pytająco. - Jej narzeczony to chory psychicznie idiota, musi się od niego uwolnić.
- Jej narzeczony? - potwierdziłem. - Kenneth? Słyszałeś zasadę, że nie bierze się za zajęte laski?
- A słyszałeś zasadę, że jak się nie ma niczego mądrego do powiedzenia, to się milczy? - momentalnie spotulniał. - To nim mi powiesz o tych mieszkaniach, to chcesz usłyszeć naszą historię?


powie mi ktoś, jak zleciał ten czas z TCS? :( 
no i chłopcy zachowują się jak typowi przedstawiciele swojej płci...:v 

4 komentarze:

  1. Ta dwójka to jest mistrzostwo haha :D
    Świetne!
    Czekam ;*

    OdpowiedzUsuń
  2. Jestem!
    Rozdział świetny, naprawdę mi się podoba. Mówiłam już kiedyś, że uwielbiam twoje dialogi? ^^
    Daniel, ten to ma wyczucie czasu, niech go gęś kopnie xD
    Jejciu, mam jakieś dziwne wrażenie, że to wszystko idzie w złą stronę. Dobrze, że Kenneth chce chronić Maren, ale co z tego wyniknie?
    Weny życzę i ślę buziaki :**
    PS. Też się właśnie zastanawiam, kiedy minął ten czas z TCS, przecież ledwo co był pierwszy konkurs :(

    OdpowiedzUsuń
  3. Hej, hej :)
    Rozdział jak zawsze.. pierwsza klasa!
    Kocham rozmowy pomiędzy chłopakami! Zawsze można się trochę pośmiać :D
    Ciekawe czy znajdzie się jakieś mieszkanie dla Maren.. faktycznie lepiej, żeby się wyprowadziła daleko i żeby ten jej chory psychicznie narzeczony nie wiedział, gdzie jest..
    Czekam na kolejny, pisz szybciutko!
    Buziaki ;**

    OdpowiedzUsuń
  4. Sama nie wiem, jak na razie wszystko idzie w dobrą stronę, bo jak na razie uwolniła się od tego psychola. Cieszę się, że Maren ma takie wsparcie w postaci Kennego <3
    Rozdział cudowny i czekam na kolejny! Rozmowy chłopaków naprawdę wymiatają! :D
    Buziaki! :*

    OdpowiedzUsuń