piątek, 27 stycznia 2017

Dwadzieścia

- Chciałabym go poznać - zerknęłam zaskoczona na rodzicielkę, która na widok mojej zaskoczonej miny wybuchła gromkim śmiechem. - Chcę wiedzieć, kto mi Ciebie uprowadzi sprzed ołtarza.
Tak jakby... Powiedziałam mamie, że ślub się odbędzie, ale zostanie przerwany. Przynajmniej tak było we wstępnym „planie” Kenny'ego i Daniela. Chyba tak nagle im się to nie odwidzi, prawda?
- Naprawdę? - zatwierdziła mi.
- Kochasz go, prawda?
To pytanie... Czy kocham Kennetha? Mogę już tak twierdzić?
Przecież to przy nim czuję bezpieczeństwo, jakiego chce każda kobieta. Przy nim czuję pełną swobodę, jakiej mi brakowało. Doznaję poczucia tego ciepła drugiej osoby.. Potrzebuję go, tak samo, jak on mnie. Nie chcę nawet wyobrażać sobie, że nie będzie go przy mnie...
- Tak, kocham - wyszeptałam, będąc pewną tego stwierdzenia.

Gangnesa ucieszyła wiadomość, że moja mama jest po naszej stronie. Był w szoku, kiedy powiedziałam mu, że Yvonne zaoferowała, że zrobi wszystko, aby nam pomóc w ucieczce... Nigdy bym się tego nie spodziewała!
Obiecał, że zjawi się w domostwie na „uroczystej” kolacji, na której nie zabraknie Lukasa, wybranka mamy. Mimo iż dziwnie mi ze świadomością, że to nie z nim była przez cały ten czas... Jeszcze gorzej było wtedy, kiedy docierało do mnie to, że gdyby nie ja, to mama byłaby z nim. O wiele szczęśliwsza, niż teraz.
Czekałyśmy na naszych mężczyzn, wzajemnie przedstawiając sobie ich postacie. Lukas wydawał się być odbiciem lustrzanym obrazu mojego ojca, jaki budowałam sobie przez lata młodzieńcze. To wszystko, co okazało się zwykłą bajką... Oby on taki nie był.
- Pani Yvonne, Panienko Maren - czekałyśmy na te słowa z niewyobrażalną niecierpliwością, jednakże starałyśmy zachować pełną powagę. Podniosłyśmy się z kanapy i patrzyłyśmy w stronę wejścia.
Jako pierwszy do pomieszczenia wszedł wysoki mężczyzna blisko pięćdziesiątki. Jego oczy łypały zaskoczone to na mnie, to na moją matkę. Przybyły chyba nie spodziewał się, że mnie ujrzy. Mimo to uśmiechał się szeroko, a tą energią zdołałby obdarować całe Lillehammer. Nie to, co mój ojciec...
Tuż za nim wszedł mój mężczyzna. Pozornie wyglądał na pewnego siebie, ale wiedziałam, że się denerwował. Przecież wcześniej mówiłam mu, że nie mamy sojuszników i co? Nagle moja mama postanowiła zdjąć maskę i pokazać, że jest tą dobrą?
Kiedy witał się ze mną Lukas, Kenny poznawał Yvonne. Po tym przeszliśmy do jadalni, gdzie służka przynosiła strawę. Widziałam zakłopotanie u Kennetha, dlatego złapałam jego dłoń i mocno ścisnęłam, przez co choć trochę się rozluźnił.
Kobieta zaprosiła naszą trójkę do stołu, zagadując swojego towarzysza. Przy kolacji z kolei za ofiarę obrała skoczka, który grzecznie odpowiadał jej na wszystkie pytania. Mimo iż starała się trzymać surowy ton, to widziałam, że go polubiła. Jej oczy błyszczały, a usta walczyły z uśmiechem.
- Słyszałam, że planujesz swoją przyszłość z moją córką, Kenneth - zaczęła poważnie, już po skończonym posiłku.
- Ekhem - chrząknął, że zdenerwowania się prostując. Zachichotałam, a ten skarcił mnie spojrzeniem. -  Tak, proszę pani.
- Mam w Drammen domek po rodzicach, który... Który chciałabym Wam przekazać.
Gdybym jadła, albo piła... Chyba bym się zakrztusiła. Domek w Drammen? Domek, który chce nam przekazać?
- Myślę, że bardziej przyda się Wam, niż mi. Jest on w świetnym stanie, był niedawno odświeżany.
Mama przedstawiała nam miejsce, gdzie...gdzie możemy uciec, zacząć wszystko od nowa... Boże, to się dzieje naprawdę?
- Mamo... - nie wierzyłam własnym uszom, Kenny także. 
- Tak, słońce. Przecież wiesz, że chcę dla Ciebie jak najlepiej. Już wcześniej widziałam, że...że jest coś nie tak. 
- Naprawdę... Nie wiem, co powiedzieć - szepnął Kenny, wolną ręką pocierając szyję. 
- Po prostu obiecaj mi, że zaopiekujesz się moją córką - pod koniec zdania zerknęła na mnie znacząco. 
- Obiecuję, proszę pani. 

*


Kenneth był już od kilku dni na obozie, w mieszkaniu byłam sama. W sobotni wieczór mama przekazała nam klucze, a we wtorek już większość rzeczy była w naszym nowym domu. Kenny żałował, że nie mógł przy tym być, ale... Są rzeczy, których po prostu nie przeskoczymy. 
Dziwnie się czułam i to nie dlatego, te dziś miałam odebrać suknię ślubną. To było przeczucie, które mówiło, że coś się stanie... 
W pracy nie mogłam się skupić. Stine widziała, że coś się działo. Marthe też. Świetnie. 
- Idź do domu - powiedziała panna Gramesund, przynosząc mi kubek z mrożoną kawą. 
- Nie mogę Was zostawić, jest taki natłok... 
- Ale teraz przynosisz nam więcej szkody, Maren - ścisnęła moją trzęsącą się rękę. - Wszystko ogarnę w końcu muszę się przyzwyczajać, że będę miała więcej na głowie - próbowała mnie rozśmieszyć. Ale tak, Stine obejmuje po mnie to stanowisko. Ufam jej w tej kwestii. Jednakże nie wie o Kennym i mnie. I się nie dowie. Nie może tego zrobić. 
Dostałam telefon. Nic w tym dziwnego  w ciągu dnia dzwoni do mnie przynajmniej pięć osób, ale właściciel tego numeru... Był mi tak bardzo znany. 
- Jeśli nie, to pomoże mi Marthe, przecież też jet tu nieźle wtajemniczona - kiwnęłam jej głową, odbierając połączenie od Tande. 
~ Maren, siedzisz? Jeśli tak, to nawet nie wstawaj ~ lubiłam to, z jaką swobodą sobie ze mną rozmawiał, ale nie dziś. Nie w dniu, kiedy czułam, że coś się stanie. ~ Jak się rozłączę, to masz bukować do nas, a najlepiej to do Innsbrucka, bilet. Kenneth upadł na treningu, nie jest dobrze.



dobra, chyba nie za bardzo ogarniałam, jak to poprawiałam dziś rano. to w sumie dobrze  przynajmniej niczego nie czułam. 
nie widziała któraś mojej weny? jest pilnie poszukiwana

7 komentarzy:

  1. Jestem :)
    Wiedziałam, że zakończysz w najmniej odpowiednim momencie! Tak się nie robi!
    Już się wszystko zaczęło układać, a tu nagle bum.. i mamy wypadek Kennetha.
    Maren leć do niego, nie zastanawiaj się!
    Siostro.. pocieszę Cię.. moja wena także zrobiła sobie małe wakacje..
    Czekam na kolejny!
    Buziaki ;*

    OdpowiedzUsuń
  2. Co ty robisz? Nie w takim momencie plis!
    Też coś czułam, że coś się stanie :/
    Dawaj szybko następny!
    Czekam ;*

    OdpowiedzUsuń
  3. O nie! Wiedziałam, że namieszasz, ale żeby aż tak? :o Boże... Aż zabolało mnie serce. <3

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. kurna, przycięło mi połowe komentarza..
      No więc tak...
      Maren! Bierz dupe i biegusiem do niego! <3 Boże, a co jak mu się coś stanie? ;o
      Czekam na kolejny z niecierpliwością! <3

      Usuń
  4. Jestem!
    Kochana ty nasza... czy ty serducha nie masz? Już było tak cudnie, a ty jak zwykle wleciałaś nam tutaj z bombą. No wiedziałam, że tak będzie, choinka jasna, wiedziałam :D
    Ja mam w ogóle nadzieję, że Kennethowi nic poważnego się nie stanie, że się z tego jakoś wykaraska... A Maren niech do niego leci i to w podskokach! :D
    Oj, moja wena to też... pojechała na długie wakacje i chyba prędko z nich nie wróci, wystraszyła się sesji xD Postaramy się znaleźć twoją, tylko błagam cię, nie kończ więcej w takich momentach :D
    Buziaki :**

    OdpowiedzUsuń
  5. No i już było tak super, i czemu to zrobiłaś? No nie wierzę, musi z nim być potem dobrze...czekam na kolejny, pozdrawiam :*

    OdpowiedzUsuń