piątek, 4 listopada 2016

Osiem

Czas mijał nieubłaganie szybko. Firma przeżywała jeden z lepszych okresów, nie było gdzie rąk wsadzić. Z jednej strony to dobrze, nie miałam czasu na rozmyślanie. Do biura wchodziłam jako pierwsza, a wychodziłam jako jedna z ostatnich. Pracowałam niemal za dwóch.
Brand w ogóle ze mną nie rozmawiał. Przeniósł się do gościnnej sypialni... Na moją korzyść. Nie chciałam się na niego patrzeć, co upewniło mnie w tym, że okłamywałam siebie przez ostatnie dwa lata. Nie kocham go. Ale co mam zrobić? Moi rodzice, szczególnie ojciec, to pieprzeni konserwatyści... Nie sprzeciwisz im się. Więc dalej muszę w tym tkwić...
Śnił mi się. Jego obraz był taki wyraźny... tak bardzo realny... Dlaczego mi to robił? Kazała mu zniknąć ze swojego życia. Przecież ma swoje, o wiele lepsze od mojego. Próbowałam myśleć, że jest z nią szczęśliwy, w przeciwieństwie do mnie...
Z każdym kolejnym dniem nie chciałam tego bankietu. Musiałam udawać, że pomiędzy Brandem, a mną jest wszystko w jak najlepszym porządku. W dodatku ma kolejny tydzień miałam umówioną krawcową, która miała wykonać dla mnie suknię na zamówienie. Potem dojrzenie ostatnich szczegółów na sali, czyli menu, wystrój... Nie chciałam tego. Chciałam stąd uciec. To życie jest gorsze niż koszmar.
Znów potrzebowałam zapomnienia. A to zapomnienie tak dobre wyszło przy nim... Jednakże nie miałam odwagi, aby stanąć chociażby w tamtej okolicy. Bałam się ponownego ujrzenia go. Nie chciałam spotkać się z..zawodem, widząc go szczęśliwego.
To było chore. Mężczyzna, którego praktycznie nie znam był mi bliższy niż mój własny narzeczony! To niedorzeczne! Sprzeczne ze wszelkimi normami... A jednak prawdziwe.
Nie chciałam, aby o mnie zapominał. Ja też nie. Ale... To było jedyne słuszne rozwiązanie. Poprawne, zgodne z opinią ludzką. On ma kogoś, ja niby też... Nie powinniśmy. Za nic w świecie.

Stałam tuż obok narzeczonego, który rozmawiał z jednym ze sponsorów. Jego ramię sztywno mnie oplatało. Nadal mu nie przeszło. Nawet nie wiem, dlaczego się na mnie gniewał. Nikt nie wiedział o tym, że go zdradziłam. Zresztą... On robił to niejednokrotnie. Ale musiałam to znosić, bo wiem, że rodzice by mi nie uwierzyli. Uważali go za pieprzony ideał.
- Maren! - usłyszałam za swoimi plecami głos Stine, jedynej, która pomogła mi z organizacją tego przedsięwzięcia. Zdjęłam ze swojego ciała dłoń pana Valskraa i odwróciłam się w stronę pracownicy i...
Poczułam, jak czas się zatrzymuje, a dookoła mnie nie było nikogo innego. Tylko on... Ubrany w czarny garnitur, idealnie dopasowany do jego wysportowanego ciała. Nieśmiało przeniosłam wzrokk na jego twarz; też nie był w stanie uwierzyć temu, że mnie widzi. Jego oczy były rozwarte do granic możliwości, a wargi delikatnie drżały.
Nie wiem kiedy wróciłam do rzeczywistości, ale ten upadek bolał. Naprawdę. Przecież trzymał pannę Gammelsrud. Czyli to ona... To z nią planuje ślub. To z nią spędził tyle czasu swojego życia... A ja przez dosłownie parę godzin namieszałam w nim tak bardzo, że biedak sam nie wiedział, co robić.
- Przepraszam, Stine, co mówiłaś? - wykrztusiłam z siebie, kiedy w końcu oderwałam swój wzrok od niego. Czułam, że nadal się na mnie patrzy. Chociaż 'patrzy' to łagodne określenie. Miałam wrażenie, że jego wzrok wwiercał się we mnie, domagając się wyjaśnień...
- Że wszystko jest już na właściwych torach i wracam do pracy na pełnych obrotach - łaskawie powtórzyła. - Oh, i jeszcze zapomniałam!
Miała dokończyć, ale z równowagi wyprowadził mnie czyjś dotyk na plecach i ciężki oddech oraz chłodne wargi na szyi. Brand... Przymknęłam powieki, próbując zachować w miarę normalną minę.
- Szukałem Cię - powiedział na tyle głośno, aby moi towarzysze mogli go usłyszeć. Patrzył się wprost na mnie, a na jego twarzy kreśliło się coś na kształt półuśmiechu. Robił to wszystko pod szopkę. Słychać było, jak jego głos był chłodny, choć starał się, aby brzmiał cieplej. Ten grymas... Nie widziałam ni kszty prawdziwości.
Przemilczałam to. Nie chciałam się w to bawić.
- Stine! - klasnął w dłonie, a ja odetchnęłam z ulgą, kiedy jego dłoń utraciła kontakt z moim ciałem. Podszedł do narzeczonej Kennetha i objął ją w pasie, odciągając ją od nas. - Jak miło, że Cię widzę!
Nie wiem, czy dobrze zrobił, tak po prostu z nią odchodząc.
Zostałam z nim sama. Przestąpiłam z nogi na nogę, nie mogąc na niego zerknąć. Byłam kompletnie rozbita. Za nic w świecie nie spodziewałabym się, że spotkamy się akurat w tym miejscu! W dodatku, że to Stine jest jego ukochaną...
Poczułam łzy, zbierające się w oczach. Odwróciłam się, nie chciałam, aby znów widział mnie w stanie rozsypki. Jednakże przed postawieniem najmniejszego kroku powstrzymały mnie jego ręce, które schwyciły moje nadgarstki. Bez słowa poprowadził mnie w stronę głównego wejścia. Pozwoliłam mu wyprowadzić się na zewnątrz, jednocześnie tocząc bój z ludzkimi reakcjami.
Zatrzymał się dopiero w ogrodzie, a dokładniej w wielkiej, drewnianej altanie. Jedna z jego dłoni puściła mój nadgarstek i schwyciła podbródek, unosząc go do góry.
- Maren - moje imię w jego ustach brzmiało...tak inaczej. - Spójrz na mnie, proszę Cię.
Oh, czyżbym znów zamknęła oczy? Pewnie tak, bo to... Nie, nie mogło mieć to miejsca w rzeczywistym świecie. Przecież nie mógł być związany z osobą, z którą pracuję!
Delikatnie podniosłam powieki, zerkając na niego. Jego twarz był tak blisko mojej... Znów poczułam się jak tamtej nocy.
Podniosłam wolną rękę i nieśmiało dotknęłam jego policzka. Uśmiechnęłam się przez łzy, czując tę samą delikatność.
Miałam ochotę pisnąć jak mała dziewczynka. Dopiero teraz zdałam sobie sprawę, że mogę porządnie odetchnąć, czy się rozluźnić. Wcześniej... Nawet nie wiem, dlaczego nie potrafiłam tego zrobić.
- Przepraszam - wyszeptałam łamiącym się głosem. Puścił drugi nadgarstek, aby...przygarnąć moje ciało do swojego.
- Nie przepraszaj - miarowo jeździł dłońmi po moich plecach. Wtuliłam się w niego, odczuwając błogość.- Nie jesteś tu niczego winna.
- Prawie zniszczyłam Twój związek, czy to za mało? Namieszałam w Twoim życiu... To też za mało?
- Jaki związek? - prychnął. - Rozstałem się ze Stine. Po prostu poprosiła mnie o to, abym z nią tu przyszedł. Miałaś rację z tym, że to było przyzwyczajenie.
Byłam w ogromnym szoku. Rozstali się? To przeze mnie... Na pewno. To ja go podpuściłam, aby podjął tę decyzję. Dlatego teraz to wygaduje - abym nie miała żadnych wyrzutów sumienia, że zniszczyłam coś, co budowali przez tak długi czas, tylko po to, abym mogła odnieść egoistyczne korzyści.
- To zabrzmi niedorzecznie, ale... Brakowało mi Cię. Nawet nie wiesz, jak bardzo.


tyyyle miłości 💕💕
to tak: za tydzień rozdział, który chyba polubicie :v 😋😋😋

6 komentarzy:

  1. jejku jak dobrze, że Kenneth jej powiedział prawdę, bo już się bałam, że ona ucieknie i by była klapa. No skoro tak zapowiadasz następny rozdział to już niecierpliwie czekam na niego :D pozdrawiam :*

    OdpowiedzUsuń
  2. Jestem :)
    I od razu przepraszam, że dopiero dziś, ale.. Skoko się trochę pochorowała :(
    Ten cały Brand działa mi trochę na nerwy. Czy on kiedyś sobie stąd pójdzie? Mam nadzieję, że nie będziemy go długo tu oglądać :D
    Maren powinna kopnąć go w tyłek i zacząć budować coś zupełnie nowego, innego, lepszego z Kennethem. Takie moje zdanie :)
    No i nie mogę się doczekać kolejnego rozdziału! Mam nadzieję, że to będzie to, co ja myślę xD
    Buziaki Kochana ;*

    OdpowiedzUsuń
  3. Melduję się!
    Kochana, rozdział cudny, naprawdę mi się podoba ^^
    Jejciu, Brand mnie irytuje, serio. Koleś działa mi nieco na nerwy...
    Powiem szczerze, że końcówka totalnie mnie rozczuliła. Aż nie mogę się podwójnie doczekać kolejnego rozdziału, skoro tak go dodatkowo zapowiadasz :D
    Weny!
    Buziaki :**

    OdpowiedzUsuń
  4. Od razu pojawił mi się obraz, że za tydzień zobaczymy ich w takiej scenerii, jak przy ich pierwszym spotkaniu... po wyjściu z lokalu :D i mam wrażenie, że Brand namiesza.. ojj i to ostro namiesza, pomimo że jej nie kocha...

    PS.
    Sorki :D nie mogłam się powstrzymać przed takim "buuum", szokiem na koniec, zbyt mnie korciło :P

    OdpowiedzUsuń
  5. Może zacznę od tego, że...Maren jest tak śliczna jak sobie wyobrażałam :) Zdecydowanie Brand z wyglądu nie jest dla mnie, lecz trzeba przyznać, że Kenneth ma w sobie to coś. To właśnie Kenneth'a widziałabym u boku blondynki i tak wynika również z tego, co przeczytałam. Oboje są pogubieni i całe szczęście, że udało im się spotkać, bo chyba bym Ci tego nie wybaczyła :) Aczkolwiek głęboko wierzyłabym, że są sobie przeznaczeni i odnajdą siebie! Następnym razem rozzpiszę się bardziej. Obiecuję.
    Zapraszam na przeczytanie prologu opowiadania 'Wciąż od nowa zaczynam żyć z nim'.
    Pozdrawiam,
    http://umowa-slubna.blogspot.com/

    OdpowiedzUsuń
  6. okej, pierwsze co to to, że Brand działa mi na nerwy i to porządnie ;; I mam wrażenie, że na tym jego przygoda tutaj się nie skończy....

    Ale ta końcówka!♥ Ahh, aż się uśmiechnęłam♥

    czekam nn <3

    OdpowiedzUsuń