piątek, 28 października 2016

Siedem

Minął ten tydzień. Możliwie najgorszy tydzień mojej marnej egzystencji. Nikt nie potrafił się ze mną porozumieć, nikt nie był w stanie do mnie dotrzeć. Siedziałem zamknięty w zaciszu domu, po prostu...wariując. Nie odbierałem telefonów, nie odpowiadałem na wiadomości... Nic.
Chciałem do niej pojechać. Chciałem ją zobaczyć. Ale zawsze jak się na to decydowałem, ba, prawie byłem gotowy do wyjścia, to... Słyszałem w głowie jej głos. Ten ból, kiedy mówiła żegnaj. To, że każde z nas ma swoje życie... Maren, proszę Cię, powiedz mi, jakie ono ma sens, kiedy czujesz, że właśnie je utraciłeś?
Nie powiem - próbowałem dostosować się do jej słów. Miała swoje życie, w którym nie była szczęśliwa. Przynajmniej tak mówiła. Mimo tego nieszczęścia... Chciała w tym tkwić. Jaką miała z tego przyjemność? Tak bardzo chciałbym jej pomóc...
Jej słowa sprawiły, że spojrzałem na wszystko z innej strony. Dużo myślałem o Stine, o tym, co nas łączyło. Co było między nami... Tego dziś nie ma. Nie czujemy do siebie tego samego. Więc dlaczego nalegała na ten ślub? Czemu chciała to wszystko ciągnąć? Liczyła, że... Że wszystko wróci do normy? Że znów będzie jak za naszych początków?
Spędziłem z nią sporo swojego życia. Była przy mnie zawsze - wtedy, kiedy upadałem, kiedy doznawałem kontuzji i innych, drobniejszych urazów... Ale może nie robiła tego z troski o osobę, którą kocha, tylko czyniła to z tego powodu, że faktycznie spędzaliśmy razem czas, żyliśmy pod jednym dachem, czy dzieliliśmy wspólnie troski?
Nie pamiętam, kiedy okazała mi jakąkolwiek czułość. Nie pamiętam, kiedy ostatni raz czułem jej wargi na swoich, kiedy szepnęła mi coś słodkiego na ucho, czy rzuciła sprośną uwagę. Nie przypominała tej Stine, jaką poznałem...
Zdecydowanie nie powinienem tego przeciągać. Ale... Nie chcę też jej ranić. Więc co powinienem zrobić? Maren, pomóż mi!
Zdecydowanie wariuję... Chcę szukać pomocy u osoby, która... Dla mojego 'dobra' mnie odrzuciła. Jakie dobro? Od kiedy opuściła mój samochód, szaleję. Jest ze mną źle. Odcinam się od ludzi... Ale jej pojawienie się pozwoliło mi otworzyć oczy i zrozumieć wszystko.
Muszę mieć okazję, aby jej podziękować. Chociaż to... Bo na nic więcej nie mogę mieć nadziei.

Stine wróciła w kolejną środę wieczorem. Dokładnie tydzień po swoim wyjeździe. Nie przywitała się pocałunkiem, przytuleniem, czy czymkolwiek, co mogłoby symbolizować chociażby najmniejszą sympatię. Nie miała nawet przy sobie walizki.
Czyli była pewna tego, na co sam byłem gotowy się posunąć.
Nim się odezwała, minęło kilka ładnych minut nieprzyjemnego milczenia. Z każdą chwilą nabierałem odwagi, aby sam zacząć tę rozmowę, aczkolwiek w końcu sama się zebrała.
- Kenneth - zaczęła spokojnie, opanowanym tonem. Wpatrywała się wprost we mnie...bez uczucia. Powinno mnie to boleć, prawda? Jednakże tak nie było.
- Przemyślałam wszystko. Ten tydzień dobrze mi zrobił - uśmiechnęła się lekko. - Zmieniliśmy się. Nie tylko Ty, czy ja. Oboje się zmieniliśmy. I to, co tworzyło się między nami przez ostatnie lata... Uległo wypaleniu. Liczyłam, że nasz ślub to odmieni, ale... Nie chcę się dusić w tym związku. Nie chcę też, abyś Ty cierpiał, że mogę Cię zmuszać do czegoś, czego tak naprawdę nie chcesz.
Ta kobieta czytała w myślach Maren. Zdecydowanie. Albo miały jakiś kontakt... Nie wiem, zresztą nieważne. Powiedziała to, na co tak naprawdę czekałem.
- Mimo tego nie chciałabym, aby nasze kontakty tak nagle się zerwały. W końcu spędziliśmy ze sobą osiem lat! Dlatego chcę, abyśmy... Zostali przyjaciółmi. Dobrze?
W sumie to byłoby dziwne, gdybyśmy tak nagle stali się dla siebie zupełnie obcy. Straciłbym osiem lat z życia, które mogłem inaczej rozplanować... Tak, opcja przyjaźni wydaje się najbardziej odpowiednia.
Patrzyliśmy się na siebie w milczeniu. Nie byłem w stanie zebrać swoich myśli.
Stine zakończyła nasz związek. W sumie... On sam się skończył. Oboje próbowaliśmy zgrywać pozory, że jest dobrze, co bardziej nam szkodziło.
Podeszła do mnie, zdejmując z palca serdecznego prawej dłoni złotą obrączkę, którą jej wręczyłem, pytając się, czy zgodzi się za mnie wyjść. Chciała wcisnąć mi ją w dłoń, aczkolwiek zaprzeczyłem.
- Zachowaj ją - zacisnąłem palce na jej dłoni. - Będzie przypominała Ci dobre czasy.
Znów zapadła cisza. Przez jej obecność...czułem się tu obco.
- Pozwól, że spakuję resztę swoich rzeczy.
- Gdzie będziesz mieszkać? - to pytanie było takie...odruchowe. Zwykła, ludzka reakcja. Zero specjalnej troski... Przecież nie mogła żyć gdzieś pod mostem! Wprowadzi się do mojej niedoszłej teściowej?
- Nie matw się, przecież pracuję w biurze nieruchomości. Upatrzyłam sobie mieszkanie - płynnie przeszła do sypialni, pozostawiając mnie samego, zdanego na siebie i natłok myśli.
Stałem zdezorientowany, nadal próbując to wszystko ogarnąć. Najgorsze, a w sumie to najlepsze, w tym wszystkim było to, że nie czułem żadnych wyrzutów sumienia, co do wydarzeń sprzed tygodnia. Nie czułem się źle z tym, że zdradziłem swoją ówczesną narzeczoną. W sumie to jaką narzeczoną, skoro to wszystko... Dawno było skończone. Tylko żadno z nas nie potrafiło do tego dojrzeć.
- Kenny... Mam też jedną prośbę - wychyliła się zza drzwi, odrywając mnie od myśli.
- Tak? - spytałem, zerkając na mnie. Skubała nerwowo wargę. Co mogła ode mnie chcieć?
- Pamiętasz ten bankiet, który organizuje firma, w której pracuję i który pomagałam zorganizować? - skinąłem głową na zatwierdzenie. - Nie jesteśmy już ze sobą, ale... Chciałabym, abyś się ze mną tam pojawił.
- Kiedy?
- W kolejną sobotę - dobrze wiedziała, że i tak nie będę miał planów, więc nie będę mógł się wywinąć.
- Jasne, nie ma problemu - uśmiechnąłem się blado. Naprawdę nie bylem gotowy na to, aby wyjść do ludzi. Nie chciałem ich widzieć, szczególnie w miejscach publicznych. Przecież w jednym z nich ujrzałem Maren... Nie, nie mogę.

***


Mimo tego wszystkiego, mimo mych obaw... Kierowaliśmy się właśnie w stronę jednej z największych restauracji z Lillehammer. Denerwowałem się, sam nawet nie wiem dlaczego.
Weszliśmy do sali pełnej obcych ludzi.
Trzymałem Stine pod łokciem, będąc zdany na nią. To jej otoczenie. Prowadziła mnie przed siebie w dość prędkim tempie. Podziwiam ją, bowiem szła w niebotycznie wysokich obcasach. Jak kobiety potrafią w tym chodzić, to nie mam pytań.
- Maren! - krzyknęła, machając wolną ręką. Drgnąłem, słysząc to imię, a w mojej głowie pojawiła się chora nadzieja. Gdzie tam, nie może to mieć miejsca. Przecież to miasto zamieszkuje masa kobiet o tym imieniu. Jednakże kiedy owa Maren uraczyła nas swoją obecnością... Niemal utraciłem grunt pod nogami.


on tu wygląda jak bóg seksu, ok
no to tak, hehe. powód tego, dlaczego Kenneth utracił grunt pod nogami jest zbyt oczywisty, hehe.

6 komentarzy:

  1. Jestem :)
    Cieszę się, że Kenneth i Stine sobie wszystko wyjaśnili, zakończyli to, co nie miało przyszłości i zostali przyjaciółmi. Nie było sensu tego ciągnąć, bo oboje się męczyli i tyle.
    No i nareszcie mamy wyczekiwany przeze mnie bankiet!
    Ciekawe, jak spotkanie Maren i Kennetha przebiegnie.. to znaczy gdy on już odzyska ten grunt pod nogami :D
    No i jaki bóg seksu, co? xD Hahaha..
    Czekam na kolejny!
    Nie dręcz mnie, tylko dodaj trochę szybciej :D
    Buziaki moja droga ;*

    OdpowiedzUsuń
  2. Dobrze, że wszystko sobie wyjaśnili, ale chyba najgorzej jest usłyszeć "zostańmy przyjaciółmi" po tylu latach bycia ze sobą.
    Zakończyłaś w najmniej odpowiednim momencie, wiesz o tym
    Czekam na kolejny ;*

    OdpowiedzUsuń
  3. Czemu skończyłaś w takim momencie to ja nie mam pytań! Kurde no Kenneth, trzymaj się bo teraz to wszystko może się wydarzyć. Czekam na kolejny, pozdrawiam :*

    OdpowiedzUsuń
  4. Melduję się!
    Kochana, rozdział jak zwykle miód, cud i maliny :D
    Ale choinka, w takim momencie się nie kończy, wiesz? Dobrze, że Kenny i Stine wszystko sobie wyjaśnili, ale jestem też bardzo ciekawa, jak będzie wyglądało jego spotkanie z Maren...
    Czekam!
    Buziaki :**
    PS. Podpis pod zdjęciem mnie po prostu rozwalił xD

    OdpowiedzUsuń
  5. Uff, cieszę się że Kenny i Stine sobie wszystko w końcu wyjaśnili! Ale teraz pytanie - Co z Maren?? ;;
    Ciekawi mnie jak będzie wyglądało ich spotkanie..
    czekam nn <3

    OdpowiedzUsuń


  6. Nadchodzę i ja :)
    Oj oj oj … nie tak powinnam zaczynać ten komentarz, ale ja już przeżywam tą końcówkę, Kochana jak mogłaś zakończyć w takim momencie. Jak mniemam ta Maren to ta sama Maren. No to się porobi, ale w końcu Kenneth nie jest już ze Stine.. więc… Oj będzie niekomfortowo, będzie.
    Czekam na następny rozdział. Dużo weny, buziaki ;*

    OdpowiedzUsuń