piątek, 21 października 2016

Sześć

W biurze zjawiłam się dosłownie na chwilę przed wpół do dziesiątej. Niemal od razu zaszyłam się w swoim gabinecie, porozumiewając się tylko i wyłącznie z moją sekretarką, którą poprosiłam o kubek mocnej kawy. Musiałam rzucić się w wir pracy, aby zapomnieć o wyrzutach sumienia, jakie wiązały się z dzisiejszym porankiem.
Skrzywdziłam go swoimi słowami. Tym, że nie chciałam utrzymać z nim kontaktu po tym, co się stało między nami poprzedniej nocy. Ale wiedziałam, że nie miałam racji. Pomimo tego, iż moje słowa idealnie oddawały jego sytuację. On miał szansę na szczęśliwy związek... On miał, ja już nie. Oh, dlaczego wcześniej nie pomyślałam o tym, tylko jak zawsze po fakcie? Mogłam zniszczyć jego związek. To, co budował przez osiem lat z osobą... Która uważała go za kogoś, kto nie widzi niczego innego, prócz czubka własnego nosa.
- Maren - zwróciła się do mnie Marthe, sekretarka. Nie czułam się jakaś lepsza od niej, a także innych i chciałam, aby pracownicy mówili do mnie po imieniu, tak samo jak ja do nich. Chociaż to nie podobało się ojcu, wielkiemu szefowi prestiżowego biura obrotu nieruchomości. Jednego z największych w Norwegii. Kłóciliśmy się o to zawzięcie... Ale ostatecznie i tak ja wygrałam.
Spojrzałam na nią, siląc się na blady uśmiech. Bezskutecznie. Czułam się, jakbym utraciła całą chęć życia w chwili, w której opuściłam samochód mężczyzny. Nie tak wyobrażałam sobie to wszystko... To miało nic nie znaczyć, to miała być zwykła chwila odskoczni od dosłownie wszystkiego...
Podała mi kubek z kawą, który momentalnie schwyciłam w dłonie i pociągnęłam łyk. Nieważne, że gorący napój parzył moje gardło. Ból powodowany drobnym poparzeniem był niczym, w porównaniu do tego, co czułam, kiedy widziałam w głowie jego smutne oczy, w chwili, gdy mówiłam mu żegnaj. Nigdy nie zapomnę tego wyrazu.
- Maren, masz telefon - głos brunetki oderwał mnie od smutnych rozmyślań. Nie mogę o nim myśleć. Nie teraz. To mnie wykończy...
Faktycznie, słychać było dźwięk dzwonka...mojego prywatnego telefonu. Ktoś z rodziny? Może to sam pan Brand?
Oczywiście, że to nie było połączenie od mojego przyszłego męża. Dzwoniła Stine, jedna z moich najlepszych pracownic, śmiało mogę stwierdzić, że to moja prawa ręka. Co musiało się stać, aby dzwoniła tu, skoro powinna być już w firmie?
~ Dzień dobry, Maren ~ mówiła trochę głośniejszym szeptem. Miałam wrażenie, że coś się z nią działo. Ostatnimi dniami chodziła jakaś przygnębiona... Próbowała ukryć to pod postacią serdecznego uśmiechu. Ale mnie nie da się oszukać. ~ Przepraszam, że łatwię to tak, teraz, w dodatku niespodziewanie. Potrzebuję tygodnia urlopu.
Jęknęłam niezadowolona. Przecież za trzy tygodnie mamy bankiet dobroczynny! Jak mogła mnie tak teraz wystawić?!
~ Wiem ~ trafnie zrozumiała moją reakcję. ~ Nie martw się. Sytuacja, w której się znalazłam nie broni mi ogarnięcia spraw związanych z bankietem.
- Gdzie jesteś?
~ U rodziny, sprawy prywatne ~ przełknęłam nerwowo ślinę. Sprawy prywatne?.. ~ Nie, spokojnie, rodzice są zdrowi. To ja... Po prostu nie mogę teraz być w tym mieście. Potrzebuję resetu.
- Dobrze, wiem, że mogę na Ciebie liczyć i wszystko sprawnie zrobisz. Cóż, życzę spokojnego wypoczynku i żeby wszystkie problemy się rozwiązały.
~ Dziękuję, pani prezes ~ zaśmiała się pogodnie. ~ Zostajemy w kontakcie mailowym, będę informować Cię na bieżąco o swoich postępowaniach.
- Nie ma za co. Do zobaczenia.
Zakończyła połączenie, nie żegnając się. Odetchnęłam ciężej, opierając się plecami o skórzane oparcie wygodnego fotela obrotowego. Ten bankiet kosztował mnie wiele nerwów i gdyby nie osoba panny Gammelsrud, to bym po prostu sobie nie poradziła. A ojciec całą tę uroczystość przekazał właśnie w moje ręce... Jakbym teraz miała mało spraw na głowie...
Ogólnie ostatnio odnoszę wrażenie, że robię tu więcej niż on. Wpada tu raz na jakiś czas, zerknie, krzyknie, ryknie i już go nie ma. Nie wiadomo czemu... Mniejsza, dorosły jest. Nigdy nie był wzorem ojca, więc ja nie będę wzorem córki i nie będę się tym przejmowała.
- Jak przygotowania do bankietu? - głos sekretarki niesamowicie mnie zaskoczył. Myślałam, że już poszła! Podskoczyłam, a ta wybuchła stłumionym śmiechem. - Wybacz, myślałam, że nie wyłączyłaś się tak bardzo.
- Stine obiecała, że zajmie się większością spraw. Muszę ułożyć przemówienie i ogarnąć ostatnie sprawy ze sponsorami.
- Dobrze wiesz, że nie chodziło mi o organizację! - oparła się o moje biurko, a ja spojrzałam na nią zdziwiona. - Sprawy techniczne. Sukienka, dodatki...
Wywróciłam oczami, a ta się zaśmiała. Ta to ma priorytety...
Chociaż szczerze to...nie myślałam o tym, jak tam będę wyglądać. A przecież muszę dobrze wypaść w swoim oficjalnym debiucie! Znów jęknęłam, tym razem zniesmaczona tym, że nie miałam nawet chwili, aby pomyśleć o sobie.
- Pani prezes! - zganiła mnie, machając mi przed oczami palcem wskazującym. - Toż to wstyd być kobietą i nie myśleć o tych sprawach!
- Przepraszam, pani sekretarko, nie mam ostatnio czasu na takie rzeczy... - spuściłam głowę, skupiając wzrok na dłoniach, którymi się bawiłam. Naprawdę, sprawy z moim narzeczonym odbierały mi...dosłownie wszystko. Myślałam, że wszystko skończy się po tym jednym anonimie, a kiedy zebrała się ich większa ilość... Musiałam podjąć jakieś kroki, musiałam się czegoś dowiedzieć.
Nie wierzyłam mu, to prawda. Ale czy ktokolwiek z rodziny by mi uwierzył, gdybym komuś się poskarżyła? Cóż, pewna osoba mi uwierzyła...
Odruchowo zadrżałam, kiedy w głowie pojawił mi się obraz Kennetha. Do oczu zaczęły się ciskać łzy... Naprawdę teraz? Kiedy była tu Marthe?
- Maren, dzieje się coś? - jej głos wypełniony był troską.
- Nie, wszystko jest w jak najlepszym porządku - odruchowo skłamałam słabym głosem. Wiedziałam, że to nie przejdzie. Brunetka była nie tylko inteligentna, ale też dobrze znała się na ludziach...
- Niech zgadnę: Brand - odpowiedziała po chwili uważnego wpatrywania się we mnie.
- A kto inny? Zawsze chodzi o niego.
Kiedyś powiedziała mi, że mój cudowny narzeczony się do niej zalecał. Ale ta dzielnie odparła jego zaloty, w dodatku poinformowała mnie o tym. I dzięki temu wiedziała wszystko. Zyskała moje częściowe zaufanie.
- Naprawdę współczuję Ci tego, że musisz się z nim użerać. Czemu takie wartościowe osoby trafiają na takich kretynów? - mówiąc to trzymała mnie w swoich ramionach, gładząc po plecach.
Mogłam nazwać ją nie tylko współpracownicą, ale też... Bliższą znajomą. Życie nauczyło mnie, aby nie ufać ludziom na tyle, aby określać ich takim mianem.
Ale osoba Kennetha... On był wyjątkiem. To alkohol sprawił, że zaufałam mu tak bardzo, że dałam mu spory zarys swojej osoby. Całą swoją historię, która nie była szczęśliwa. I tak nie wiedział wszystkiego. Nie chciałam obarczać go tym wszystkim, co nosiłam na swoich barkach. Miał swoje życie i miał szansę na to, aby było ono o wiele lepsze niż moje.


nie jest dobrze, Kenny. ale za tydzień trochę się polepszy :D 

8 komentarzy:

  1. Hej, hej! :)
    Wiesz co Ci powiem? Trochę głupio mi się czytało, ze względu na to o czym rozmawiałyśmy i co wiem.. Ale to nic! Postaram się zapomnieć o tym, czego się dowiedziałam i cieszyć się rozdziałem :)
    Chwila.. z czego ja się chcę cieszyć? Sprawy wymykają się spod kontroli..
    Gdzieś tam jest smutny Kenneth, tutaj mamy Maren, która nie potrafi zebrać myśli.. no kurczę!
    Mam nadzieję, że siódemka będzie dla nich szczęśliwsza.. chociaż, no ten bankiet :D
    Będzie się działo :)
    Pozdrawiam i czekam na kolejny!
    Buziaki Kochana ;*

    OdpowiedzUsuń
  2. To nie jest zbieżność imion, prawda? Jestem ciekawa co to będzie jak Maren się dowie z kim pracuje... Czekam na kolejny, pozdrawiam ;*

    OdpowiedzUsuń
  3. Przeczytałam wszytko i nie żałowałam nawet przez chwilę. Bardzooo mi się podoba. Same skoki nie bardzo mnie interesują, ale pomysł na to opowiadanie i to, że skoki nie są głównym tematem sprawił, że na pewno będę tutaj wpadać.
    Maren nie może przestać o nim myśleć. Słodkie. Ale czy tylko mi się wydaje, że oni rozmawiali o osobie, z którą ona pracuję i uważa ją za tak dobrą i niezastąpioną pracownicę. Oj ciekawie bedzie jak się dowie.
    Mam nadzieję, że Kenny szybko zacznie działać bo nie może jej pozwolić tak odejść.
    Życzę weny :*
    Zapraszam do siebie ;)
    Besos :*

    OdpowiedzUsuń
  4. Melduję się!
    Kochana, rozdział cudny, ale... jakoś tak smutno nam się tutaj zrobiło.
    Odnoszę wrażenie, że oboje się w tym wszystkim męczą. I Maren, i Kenny. Mam też ogromną nadzieję, że jednak on nie pozwoli jej tak po prostu odejść. Kurczę, musi być między nimi lepiej, innej opcji choinka nie przewiduję :D
    Czekam niecierpliwie na siódemkę i zapraszam do siebie :)
    Buziaki :**

    OdpowiedzUsuń
  5. Kenny nie pozwól jej odejść, ta dziewczyna to skarb! <3 Mam nadzieję, że jakoś sobie ułożą życie razem! :) Nie ma innego wyjścia! :D
    Rozdział perełka kochana! Czekam na kolejny! :*

    OdpowiedzUsuń
  6. Stine? Zaraz zaraz... a tak się nie nazywa ta laska Kennetha? :D ojj czuję tutaj kłopoty, i to duże :D od razu wyobraziłam sobie bankiet, Maren z Brandem a tu nagle jej cudowna pracownica Stine z Kennethem :D ale by było haha czekam na następny!

    OdpowiedzUsuń
  7. Jeeeeny 😍❤😍❤😍
    Piękneeee ❤❤❤
    Czekam na kolejny <3
    Buziaki ;**

    OdpowiedzUsuń