piątek, 25 listopada 2016

Jedenaście

Bałam się. Taka prawda. Udawałam wielką panią, pewną siebie osobę, tak naprawdę obawiając się wszystkiego. Byłam tak wielkim tchórzem, że bałam się przeciwstawić rodzicom w jednej z najważniejszych spraw. Bo kto w dwudziestym pierwszym wieku wychodzi za mąż, bo...bo musi? Bo rodzice mu każą? Szkoda, że przed ich oczami Brand jest jak chodzący ideał. Gdyby nie to, to może i otworzyliby oczy. A tak to... Nie mam nikogo.
Bałam się. Może swoje przeciwstawienie próbowałam ukryć tym, że wizja czegoś nowego mnie przerażała? Może też dlatego, że przyzwyczaiłam się do tego, że wszystko jest ustalane za mnie? Nie wiem... I nie jestem pewna tego, czy chcę znać odpowiedź na te pytania. 
- Przy mnie nie masz czego się bać - wyszeptał, przyciskając wargi do czubka mojej głowy. Chciałam się nie bać. Ale gdyby tylko znalazł się na moim miejscu... 
- Nie zawsze będziesz... 
- Wystarczy Twoje jedno słowo i będę. O każdej porze dnia i nocy. 
Dlaczego los nie zesłał mi kogoś takiego kilka lat wcześniej? 
- Przepraszam bardzo, ale co się tu odpierdala? - zdębiałam, słysząc głos Branda. To zdecydowanie nie dzieje się naprawdę. Nie, nie może się dziać...
Jego ręce momentalnie straciły kontakt z moim ciałem. Jeszcze szybciej się odwrócił do mnie plecami, zasłaniając mnie swoim ciałem. Mimowolnie i tak się zza niego wychyliłam, co było złą decyzją. Zresztą jak prawie każdą w moim wykonaniu. 
Gdyby spojrzenia mogły zabijać, to zarówno Kenneth, jak i ja, byśmy byli już martwi. 
- Oh, przypomniałeś sobie o tym, że masz narzeczoną? - głos Kennetha stał się chłodny niczym lód. Zadrżałam, słysząc tak ostry i zimny ton. 
- Kim Ty w ogóle jesteś, żeby odzywać się do mnie w taki sposób? - odpowiedział mu pytaniem na pytanie. - Kim Ty jesteś, że w ogóle śmiesz dotykać moją kobietę? 
- Kimś, kto nie moczy gdzie popadnie, a mimo to w oczach innych jest ideałem. Kimś, kto nie rani osoby, która powinna być dla niego świętością i nie traktuje jej jak swojej własności. Nie jestem Tobą, skurwielu. 
Na mojego narzeczonego te słowa były jak płachta na byka. Od razu ruszył na Kennetha, który zachował zimną krew i odparł pierwszy z ciosów. 
Nigdy nie widziałam go w takim amoku. Owszem, unosił się, często startował jako pierwszy do słownych pyskówek, ale nigdy nie spodziewałam się, że...że ruszy na kogoś z pięścią... 
Byłam w zbyt wielkim szoku i strachu, żeby to przerwać, żeby jakkolwiek na to zareagować. Trzęsłam się z przerażenia, obserwując dalszy rozwój wypadków. Nie umiałam jakkolwiek na to zareagować... Przynajmniej takie miałam wrażenie.
Kenneth wykręcił jego rękę, chroniąc się przed kolejnym ciosem w twarz. Po chwili złapał drugą i uczynił z nią tak samo, przez co Brand wylądował na podłodze. Wtedy to podbiegli do nich ochroniarze, szczerze nawet nie wiem, kto ich zaalarmował... 
Valskraa jeszcze się szamotał, próbował się wyrwać z uścisku dwóch mężczyzn ubranych na czarno. Kenneth rozmawiał z trzecim i kategorycznie mu czegoś odmawiał, jednocześnie coś tłumacząc. Słyszałam jeszcze jedne dźwięki. Dziwne dźwięki, ale nie byłam w stanie ich zlokalizować. 
- Maren! - piskliwy głos Stine oderwał mnie od tej scenki. Spojrzałam na nią rozmazanym spojrzeniem, ogarniając, że te ostatnie dźwięki wydawałam ja i to był krzyk. Krzyk rozpaczy. - Maren, co się stało? 
Pokręciłam przecząco głową, wtulając się w nią. Nie mogę jej tego powiedzieć. Nie, na pewno nie. Przecież w to też jest zamieszany jej były narzeczony... 
- Jeszcze się policzymy! - wiadomo, kto to powiedział. Aż za bardzo... 
- Kenneth, co się tu, do diaska, wydarzyło?! - była tak blisko, a w dodatku mówiła tak głośno... Jęknęłam, chwytając się za uszy. 
- Pomagałem Twojej szefowej Cię znaleźć. Jak szła, to źle ustała i gdyby nie moja pomoc, to by się przewróciła, a tamten facet zaczął na mnie naskakiwać, jakby był nie wiem kim. 
Za tę grę aktorską to powinien otrzymać Oskara. Jego ton był tak pewny, że gdybym była osobą postronną, to bym mu uwierzyła. 
- Maren... Brand od dawna jest taki..agresywny? 
- Nie chcę o nim rozmawiać... Ale to nie powinno mieć miejsca - podniosłam głowę, po czym się wyprostowałam. Byłam już spokojniejsza, na całe szczęście. Panna Gammelsrud pogładziła mnie po policzkach, uśmiechając się delikatnie.  
To nie powinno mieć miejsca. Tamta scenka nie powinna mieć miejsca... 
- Jest jeszcze ktoś, czy tylko my? - zadałam pytanie, które przerwało ciszę. 
- Pracownicy też już się zbierali... I chyba tylko my zostaliśmy. 
- To wracajcie do siebie, zadzwonię po Joachima i przenocuję w hotelu... Nie mogę dziś wrócić do siebie. 
- Maren... - starałam się nie patrzeć na Kennetha, nie chciałam widzieć jego miny w tym czasie. Ba, spojrzenie się na niego teraz byłoby istnym grzechem. Aczkolwiek wiedziałam, że mnie obserwował. Praktycznie cały czas. 
- Nie martw się o mnie, zobaczymy się w poniedziałek rano - wpatrywałyśmy się w siebie przez dłuższą chwilę, próbując wzrokiem przekonać drugą co do swoich racji. 
- Dobrze... - odparła zrezygnowana. - Wygrałaś. Ale odezwij się do mnie, jak tylko zameldujesz się w hotelu. 
- Ma się rozumieć. 
Cmoknęła mnie na pożegnanie w policzki i podniosła się z kuca. Ja też się wyprostowałam, w końcu spoglądając na Kennetha. Jego wyraz twarzy był wręcz nie do odgadnięcia, ale oczy... Oczy wyrażały troskę i strach. Na szczęście nigdzie nie było widać śladów, które oznaczałyby, że otrzymał jakikolwiek cios od swojego przeciwnika. 
- Do zobaczenia, panienko Maren - jego ton był oficjalny, wręcz wymuszany. 
- Miłej nocy - skinął mi głową, powoli dołączając do swojej byłej narzeczonej. 
Zostałam sama, stałam w dokładnie tym samym miejscu, gdzie zostawiła mnie para. To wszystko ciągle do mnie nie docierało. I nie chciało dotrzeć... 
Prócz mnie w środku kręciła się tylko ekipa sprzątająca, która zajmowała się swoją robotą. Oraz właściciel restauracji, który kierował się w moją stronę z uśmiechem. 
- Dobry wieczór, panienko Ristad! Udało się przyjęcie? 
- Witam serdecznie - wysiliłam się na uśmiech. Właścicielem lokalu był starszy pan o miłym wyglądzie twarzy. Emanował pozytywnymi uczuciami, które jak na razie na mnie nie wpływały. - Oczywiście, że tak! 
- Tylko dostałem zgłoszenie, że przed chwilą udaremniono bójkę... Coś poważnego? 
- Nie, zwykłe nieporozumienie. Mogę się dowiedzieć, gdzie jest pan Valskraa? 
- Przyjechała po niego jakaś młoda kobieta i odjechali. A gdzie... Nie umiem pani powiedzieć - powinnam jakoś na to zareagować... Ale szczerze mnie to nie obchodziło. Tylko mam nadzieję, że jutro stawi się przed moimi rodzicami. 
- Dobrze... Dziękuję jeszcze raz. 
- Cała przyjemność po naszej stronie, moja droga. 
Wymieniliśmy uściski dłoni, po czym skierowałam się do szatni, z której odebrałam swoje wierzchnie nakrycie. W międzyczasie zabrałam się za wybieranie numeru do szofera. 
Już miałam przy uchu słuchawkę, kiedy przede mną zagościł jego widok...


dadadadaaaam! doczekałyśmy się tego, co chciałam :D teraz się trochę pobawię ;>> 
no i muszę zacząć tu pisać, bo kończą mi się rozdziały do przodu 

9 komentarzy:

  1. O cholera. Działo się!!
    Aż szkoda, że Kenneth nie dał Brandowi w twarz, należało mu się! I jeszcze wrócił...
    Maren chyba będzie teraz miała przerąbane i rodzinki, co? Oj nie chciałabym być w jej skórze !

    OdpowiedzUsuń
  2. Co tu się zadziało?! Brand to powinien tak dostać po dupie żeby mu się wszystkiego odechciało! Biedna Maren.. I czyżby on wrócił?
    Czekam na następny.

    OdpowiedzUsuń
  3. Brand powinien po mordzie dostać i to tak porządnie
    Co tu sie działo? Wiem kto wrocil hyhy ;D
    Czekam na kolejny ;*

    OdpowiedzUsuń
  4. Melduję się!
    Kochana... ja się takiej bomby od ciebie nie spodziewałam. Co tu się dzieje, choinka?!
    Podziwiam Kennetha, że zachował w miarę zimną krew i nie przyłożył Brandowi, bo naprawdę mu się należało. Może w końcu jakby oberwał, to coś by mu się w tym łbie poprzestawiało.
    Szkoda mi teraz w tym wszystkim najbardziej Maren, nie chciałabym być na jej miejscu ani na sekundę...
    Weny!
    Buziaki :**

    OdpowiedzUsuń
  5. Na miejscu Kennetha to bym się nie powstrzymała i mu przyłożyła.. '__' Serio.. Szacun dla niego. Choć należało się temu Brandowi. Bo mnie naprawdę poirytował.. :/
    Czekam na kolejny rozdział Dominiko! :*
    Buźki! :3

    OdpowiedzUsuń
  6. Jestem :)
    Kurczę.. wybacz, że dopiero teraz, ale.. SKOKI pochłonęły mnie w całości :D
    A teraz Twój rozdział pochłonął mnie równie mocno.. czytam, czytam i nagle koniec. Coś mi się wydaje, że jest krótszy niż poprzednie, no ale nic.. skup się Skoko na treści ;)
    Wiedziałam, że tak będzie. Wiedziałam, że prędzej czy później to się stanie. Biedny Kenneth, no i biedna Maren przede wszystkim! Aż żałuję, że to się tylko tak skończyło. Chociaż z jednej strony dobrze, a z drugiej Brand powinien dostać za swoje. No ale nie wiadomo jak skończyłby wtedy Kenneth, więc.. no dobra, nie ważne, zaplątałam się :D
    Czekam na kolejny rozdział!
    Buziaki ;*

    OdpowiedzUsuń
  7. Co ten Kenny taki szalony chłopak! xDDD
    No normalnie :D nie poznaje go no XDDDD
    Ja ci dam kończyć w takim momencie! :(
    I jak ja teraz mam wytrzymać do piątku co? :((( XD
    Cudo ❤
    Kc

    OdpowiedzUsuń
  8. kurde, a już liczyłam na to że Brand dostanie w końcu po ryju ;-;
    tak bardzo szkoda mi Maren...ugh
    mam nadzieję, że jakoś to będzie ;;
    czekam nn <3

    OdpowiedzUsuń
  9. Te słowa Kennetha o matko rozpływam się ❤❤❤❤ Maren, nie zastanawiaj się tylko zostaw tego dupka i leć do Kennetha!!! To tyle ode mnie :D Czekam na kolejny, pozdrawiam ;*

    OdpowiedzUsuń