Zadowolony powróciłem na salę, w której odbywał się ten cały bal. Rozglądałem się po pomieszczeniu w poszukiwaniach Stine, które błyskawicznie zaniechałem. Zapewne nadal przebywała w towarzystwie tego kutasa, który jest największym błędem Maren. Nie wiem, jak to zrobię, ale nie mogę dopuścić, aby wyszła za niego. Fakt, nie znam go, ale w chwili, jak go zobaczyłem, to już chciałem obić mu mordę... Nie umiem wytłumaczyć dlaczego, na dobrą sprawę znałem go tylko z jej opowieści.
Zatrzymałem się w pobliżu sceny, gdzie była mównica. Chciałem mieć na nią jak najlepszy widok.
W sumie zachowałem się trochę nieodpowiednio, zostawiając ją tam, w tej łazience... Ale gdybym pozostał, to nie skończyłoby się to na jednym razie.
Pociągała mnie, niesamowicie. Nie byłem w stanie się jej oprzeć. Ale z drugiej strony... Widziałem, że brakowało jej miłości, a w moich ramionach miałaby ją. Miałaby też bezpieczeństwo i troskę, której potrzebowała. Miałaby dosłownie wszystko... Gdyby tylko chciała.
- Na dobry początek chciałabym przywitać serdecznie wszystkich zgromadzonych tu, na tej sali. Jest mi niezmiernie miło móc zorganizować ten bal, który ma na celu wspomóc osoby potrzebujące, które zamieszkują Lillehammer.
Uważnie ją obserwowałem. Zdążyła się zewnętrznie ogarnąć - jej włosy były idealnie zaczesane, a makijaż wyglądał tak, jakbym wcale jej nie męczył kilkanaście minut temu. Na ustach znów znajdowała się ta sama szminka, a cały ubiór był praktycznie nienaruszony.
Poczułem, jak moje ciało reaguje na jej widok znajomymi prądami. Cholera, nie teraz. Nie tu! Nie pośród ludzi...
W dodatku nie słuchałem za zbytnio, o czym to było. Słyszałem jej słowa, skupiając uwagę na brzmieniu jej głosu. Był o wiele piękniejszy niż wokal niejednej piosenkarki, czy śpiewaczki. Czarował, a w jego brzmieniu dało się słyszeć pewność, z jednoczesną dożą czułości. To, że zorganizowała ten cały bal w celach charytatywnych pokazywał mi, jaką jest cudowną i wrażliwą na innych osobą.
Wróciłem z krainy marzeń na ziemię, kiedy zniknęła ze sceny. Oh, czyżby skończyła już swoją wypowiedź? Szukałem jej wzrokiem w swoim pobliżu. Kiedy ją znalazłem, miałem ochotę podejść, ale przeszkodził mi ten cały Brand... A mnie złapała Stine.
- Gdzie się podziewałeś? Szukałam Cię - położyła mi dłoń na ramieniu, uważnie mnie obserwując. Byłem brudny, czy co? Dotknęła kołnierzyka mojej koszuli. - Szminka?
- Co? - powtórzyłem zaskoczony, a jednocześnie zdenerwowany. Szminka... Na pewno należała do Maren.
- Eh, szkoda, że wcześniej jej nie zauważyłam... - ...bo nie było jej wcześniej?
- No trudno, będę musiał przeżyć ten wieczór z brudną koszulą - mruknąłem, wzruszając ramionami.
- Chodźcie do stołu - poczułem na ramieniu kobiecą dłoń. Dłoń mówiącej do nas Maren. Nie wiem czemu, ale miałem wrażenie, że ten gest nie był przypadkowy. - Podobno dania są boskie.
- Ciekawe, kto wybierał menu - zażartowała moja była narzeczona, wpychając się między nią, a Branda.
W stosunkowo dobrych nastrojach znaleźliśmy się przy ośmioosobowym stole. Prócz naszej czwórki siedziały trzy kobiety i jeden mężczyzna. Dłoń Norweżki zwiększyła nacisk na moim ramieniu, zatrzymując mnie tuż obok siebie.
- Tu - nakazała cicho, odsuwając sobie krzesło obok tego, przy którym stałem. Kolejny stołek dalej siedziała jedna z tych babek, a Stine gdzieś mi zaginęła. Szczerze? Nie przejmowałem się tym tak. Nie byłem z nią, a to, jak wyglądało to wszystko, naprawdę mnie nie interesowało.
Wszyscy chcieli rozmawiać z Maren. Nawet ja, ale... Ale nie wiedziałem o czym, bo to, co chciałem jej powiedzieć, było teraz co najmniej nieprzyzwoite. Między stołami krążyli kelnerzy, nakładając na talerze potrawy.
Nie powiem, że nie byłem spięty, bo to mijałoby się z prawdą. Czułem się tu nieswojo i gdyby nie obecność Maren, to dawno by mnie tu nie było. Chyba wyczuła, że nie czuję się tu zbyt dobrze, bowiem pod stołem czułem jej rękę, a dokładniej palce, błądzące po moim udzie. Jednocześnie śmiała się, rozmawiając z gośćmi. Od razu się rozluźniłem.
Po licytacji liczba osób na sali się zmniejszyła. Większość sponsorów wróciła do siebie, zabierając ze sobą fanty, za które płacili niemałe sumy. Moja była gdzieś zniknęła, co w sumie mnie nie interesowało. Bardziej obchodziło mnie to, gdzie była Maren. Na dobrą sprawę to od sytuacji w łazience nie rozmawiałem z nią dłużej niż piętnaście sekund. Nie wiedziałem, kiedy panna Gammelsrud będzie chciała wrócić do domu, a do tego czasu chciałem mieć pewność, że niebawem się zobaczymy.
Pędziła w stronę stołu, kiedy schwyciłem jej nadgarstek.
- Przepraszam, ale... Oh, Kenny - na jej twarzy zakwitł uśmiech, kiedy tylko zauważyła, że to ja. Przybliżyłem się do niej, jednocześnie splatając nasze palce razem. - Miałam właśnie Ciebie szukać.
- Maren... Kiedy znów się zobaczymy?
- Nie wiem... - zrobiło mi się...trochę przykro. - Mam dużo pracy.
- Próbujesz się wykręcić? - uniosłem brew ku górze, a ta spojrzała się na mnie z zawiedzeniem w oczach. Chyba ją tym zraniłem.
- Skądże znowu! - zaprostestowała, a jej głos drżał. - Stine Ci nie mówiła, że mamy teraz natłok w pracy?
- Nigdy nie rozmawialiśmy o jej pracy... Rzadko mieliśmy czas.
Zacisnęła wargi, chyba zauważyła zmianę mojego nastroju.
- Najprędzej wolną chwilę będę miała w weekend... Ale wtedy mam też przygotowania do ślubu...
Nie cieszyła się z tej uroczystości. Wręcz przeciwnie... Jej oczy mówiły, że się boi tego dnia. Że czuje do niego odrazę...
- Maren...
- Dobrze wiesz, że nie mam wyboru - szepnęła łamiącym się głosem.
- Masz wybór, zawsze go masz - przyciągnąłem ją do siebie, wolną dłonią gładząc jej policzek. Jej oczy były rozwarte do granic możliwości, jej ciało drżało, podobnie jak wargi... Wtuliła głowę w moją klatkę piersiową.
- Boję się, po prostu się boję.
jak mogłyście myśleć, że dam rozdział za dwa tygodnie? po prostu próbowałam Was jakoś przygotować emocjonalnie na to, że za tydzień się trochę porobi XDDD
Jestem ;)
OdpowiedzUsuńTo ja już podejrzewam, że za dwa tygodnie nie będzie kwitnąco.. skoro chciałaś nas aż przez dwa tygodnie na to przygotować? :D
Ale tak na poważnie to myślę, że będzie jakieś spięcie na linii Kenny - Brand. W sumie.. nie zdziwiłabym się.
Maren musi odwołać ten ślub! Przecież to w ogóle nie ma żadnego sensu! Kiedy ona to zrozumie? Przed ołtarzem? Oby ciutkę wcześniej..
No nic siostro.. czekam z niecierpliwością na kolejny rozdział :)
Buziaki! ;**
Też wyczuwam jakieś spięcia, dużo spięć.
OdpowiedzUsuńSpieprzy sprzed ołtarza, wiem to, niech w porę zrozumie, że to nie on jest tym jej jedynym.
Czekam na kolejny ;*
Jakie cudowne *.*
OdpowiedzUsuńCzekam <3
Zaczynam się lekko obawiać...;-;
OdpowiedzUsuńA ten Brand, ugh...Coś czuję, że namiesza jeszcze tak, że-------
AZ SIE BOJE CO PRZYGOTOWALAS NA ZA TYDZIEN.....
czekam nn <3
Jestem!
OdpowiedzUsuńRozdział świetny, kochana, dobra robota ^^
Kurczę, zaczynam się coraz poważniej martwić, bo wyczuwam niedługo niezłą aferę pomiędzy Brandem a Kennym.
Maren musi odwołać ślub! Tutaj w ogóle innej opcji nie przewiduję. Jejciu, i aż się boję, co ty tam dalej przygotowałaś... bo znając ciebie to dopiero początek "atrakcji" dla naszych bohaterów :D
Weny!
Buziaki :**
Kenny i Brand... Eh.. Zaczynasz coś między nimi kręcić. Będzie z tego coś niedobrego. -.-
OdpowiedzUsuńZaczynasz mnie przerażać z rozdziału na rozdział. :( Ale już czekam z niecierpliwością na kolejny rozdział! :*
Ufff a już myślałam, że tu nas opuszczasz na trochę. Coś czuję, że ten rozdział to jest dosłownie cisza przed burzą :D już czekam na następny !
OdpowiedzUsuń