piątek, 23 września 2016

Dwa

Gdzieś po trzecim drinku postanowiłam wyjawić Kennethowi powód swojego pojawienia się tutaj. Skubany dobrze zauważył, że musiałam posunąć się niemal do ostateczności, zjawiając się tutaj. A może po prostu wszystko we mnie piszczało, że jestem desperatką?
W międzyczasie przenieśliśmy się w bardziej ustronne miejsce, gdzie nikt niepowołany nie mógł niczego usłyszeć.
- Dziś rano dostałam anonim, w którym było zawarte jakoby mój narzeczony mnie zdradzał - mruknęłam, przechadzając się po obszernym tarasie umiejscowionym tuż obok jednego z wyjść bocznych. W sumie wyglądało to jak palarnia. Opustoszała palarnia. Czułam jak wzrok nowo poznanego mężczyzny za mną podąża. - Ale oczywiście jak to on, próbuje uniknąć odpowiedzi. Już raz mi to zrobił, ze zwykłą, puszczalską sekretarką!
Chyba ten alkohol dał mi za dużo siły, bo szklanka, którą trzymałam w dłoniach... Pękła, a jej odłamki wbiły się w nie. Syknęłam, czując cisnące się do oczu łzy.
- Jezu, Maren! - zapiszczał niczym mała dziewczynka, chwytając moje zakrwawione nadgarstki. - Musimy to opatrzyć.
Oh, trafne spostrzeżenie. Ale niby jak się dostaniemy do najbliższego szpitala, skoro oboje jesteśmy pod wpływem?
Ten, uprzedzając moje myśli, wyprowadził mnie z klubu i skierował w bliżej nieznanym mi kierunku. Chciałam się jakoś sprzeciwić, ale... Zaufałam mu na tyle, że byłam w stanie powiedzieć o swoim narzeczonym, więc dlaczego teraz mam mu nie ufać? Chyba nigdzie mnie nie zaprowadzi i nie zgwałci przy pierwszej lepszej okazji?
Spojrzałam na niego zaskoczona, widząc, jak kierujemy się w stronę spokojnego osiedla. Ból dłoni chyba skutecznie odwracał uwagę od na przykład bólu nóg, uwięzionych w ośmiocentymetrowych obcasach. A powodowało to naprawdę szybkie tempo, jakie narzucał szatyn.
Zatrzymaliśmy się dopiero przed windą, do której grzecznie mnie przepuścił. Co jak co, ale kultury nie można mu odmówić. I bezinteresownej pomocy. Także tych cudnych oczu, czy uśmiechu... Ale wróć, mam narzeczonego. To śmieszne, ale prawda. Oficjalnie go mam...
Westchnęłam głośniej, co nie uszło uwadze stojącego tuż obok mnie mężczyzny. Zlustrował mnie uważnie, jakby miał jakiś rentgen w oczach.
- Maren, dzieje się coś jeszcze, prawda?
Szczerze? Sama nie byłam w stanie sobie odpowiedzieć na to pytanie. Więc niby co mam mu powiedzieć? Prychnęłam cicho, przestępując z nogi na nogę. Z każdą kolejną sekundą stania czułam, jak moje stopy przeżywają okropne katusze. Już niedługo...
- Spójrz na mnie, proszę - schwycił mój podbródek w dwa palce i uniósł go do góry. Te oczy z tak bliskiej odległości były jeszcze bardziej magnetyczne... To tak się da?
- Nie wiem, naprawdę nie wiem... Przez to wszystko, co się dzieje... Jest coraz gorzej.
W najzwyklejszym ludzkim odruchu przyciągnął mnie do siebie, mocno przytulając. Ostrożnie się w niego wtuliłam, jeszcze jakoś radząc sobie z emocjami. Jednakże teraz, w przeciwieństwie do wymiany zdań z szoferem, wiem, że za długo nie wytrzymam z tą maską...
- Przecież jesteś wolną kobietą i możesz robić, co tylko chcesz. Możesz go zostawić w każdej chwili...
- A mój ojciec mnie wydziedziczy i powie, że jestem ostatnią kretynką zostawiając tak dobrą partię z przyszłością. Partię, która jest po prostu sprytną osobą, która chce się wkupić w bogatą rodzinę... - szepnęłam łamiącym się głosem. Chciałam zacisnąć dłonie w pięści, ale obecna sytuacja nie pozwalała mi na to. Moje obecne położenie jest gorsze niż fatalne. Kto układał mi scenariusz życia? Dlaczego nie mogłam być zwykłym średniakiem?
Pogładził mnie po włosach, chwytając jednym z ramion w pasie, kiedy winda zatrzymała się na interesującym go piętrze. Podeszliśmy do mieszkania oznaczonego numerem 15, do którego weszliśmy po chwili poszukiwań kluczy.
Zapalił światło w przedsionku, potem w kolejnych pomieszczeniach... A ja odczuwałam niewysłowioną ulgę, kiedy pozbyłam się ze stóp obcasów. Ze zdjęciem narzutki było trudniej, ale po chwili stękań i jęków pozbyłam się nakrycia i odwiesiłam na wolny wieszak.
Czułam się tu naprawdę swobodnie, co było dziwne. Przecież byłam u obcego sobie faceta, który na dobrą sprawę wiedział więcej niż moi rodzice. Przecież oni myślą, że między Brandem, a mną jest wszystko w jak najlepszym porządku i z niecierpliwością oczekujemy na nasz ślub.
- Chodź - znów z niezwykłą delikatnością złapał mój nadgarstek, prowadząc mnie przed siebie.
Pomieszczenia, które widziałam, były urządzone naprawdę nowocześnie, a jednocześnie prosto. Utrzymane były w pastelowej kolorystyce, która dawała taką...przyjemną aurę. Kolorami przewodnimi były różne odcienie bieli i błękitu.
Zasiadłam na beżowej kanapie, przed szklanym stolikiem. Po chwili dołączył do mnie Kenneth, trzymając w dłoniach apteczkę pierwszej pomocy.
- Przepraszam, że robię Ci taki kłopot... - powiedziałam cicho. Było mi głupio, bo wcześniej o tym nie pomyślałam! On uśmiechnął się słodko, chwytając jedną z dłoni i kładąc ją sobie na kolanie. Nachyliłam się, przyglądając się jego poczynaniom.
Najpierw ostrożnie wyjął, przy pomocy pęsety, drobinki szkła, jakie tam jeszcze miałam. Trochę bolało, ale skupiając się na pracy jego palców i słuchaniu jego miarowego oddechu jakoś nie zwracałam na to szczególnej uwagi.
- Dzielna jesteś - zabrzmiało to jakby doktor chwalił kilkuletnie dziecko, które właśnie było po raz pierwszy u dentysty, ale... W jego ustach brzmiało to naprawdę słodko. Uśmiechnęłam się zdawkowo, czego nie zauważył, dalej był pochłonięty pracą.
Z drugą dłonią poszło jeszcze szybciej. Po całym procesie pozbywania się drobinek szkła, polał moje dłonie wodą utlenioną, po czym w nie ostrożnie dmuchnął. Zaśmiałam się cicho, obchodził się ze mną jak z dzieckiem!
- Jeszcze banda... - momentalnie urwał, kiedy tylko nasze spojrzenia się skrzyżowały. Nasze twarze dzieliły dosłownie centymetry, czułam jego gorący oddech na swojej twarzy. Przejechałam językiem po wargach, nieprzerwanie się w niego wpatrując.
Zaprzestał działań sanitarnych. Jedną z dłoni uczepił na moim karku, a drugą dotknął policzka, przyciskając moje usta do swoich. Przymknął powieki, kiedy tylko odwzajemniłam pocałunek.
Po chwili zaprzestał, co...wywołało w moim organizmie burzę. Chciałam więcej!
- Nie powinienem, przecież... - nie pozwoliłam dokończyć mu wypowiedzi, bowiem sama zainicjowałam kolejnego całusa, napierając na niego swoim ciałem. Przez mój wybuch opadł plecami na kanapę, powodując, że był pode mną.
Nie przejmowałam się rankami. Krew dawno przestała z nich lecieć. Dotknęłam opuszkami palców jego policzka. Był gładki, w przeciwieństwie do policzka Branda. Nie rozumiałam tego, dlaczego nie zawsze się golił. Bródka tylko go postarzała.
Z początku był nieśmiały, jakby się czegoś obawiał. Jakby coś nad nim ciążyło... Jednak z każdą chwilą, z każdym kolejnym ubraniem, lecącym w powietrzu ta obawa znikała.
Nigdy tak dobrze nie czułam się z żadnym mężczyzną. Nawet z Brandem.


po godzinnej walce z komputerem jestem! boże, jak dobrze, że nikt nie słyszał moich wyzwisk kierowanych w jego stronę xd
Maren taka konkretna co nie? a Kenny taki uległy, prawda?
możliwe, że jest sporo literówek, nie mogę sprawdzić, czy są, bo ten komp ocipiał wręcz :|

7 komentarzy:

  1. Mój komputer też coś w ostatnim czasie ma humorki ;___; szlag mnie przy nim trafia -,-
    A rozdział cudowny jak zawsze, wiesz o tym dobrze ;)
    Czekam na kolejny ;)

    OdpowiedzUsuń
  2. Melduję się!
    Kochana, rozdział cudny, aż chciałoby się więcej i więcej ^^
    Powiem szczerze, że coraz bardziej mnie zaskakujesz. Nasi bohaterowie także, nie spodziewałam się, że to się potoczy w taki sposób... Jestem strasznie ciekawa, co będzie dalej :D
    Weny! I zapraszam również do siebie w wolnej chwili :)
    Buziaki :**
    PS. Łączę się z tobą w tej walce z komputerem. Mojemu jak coś odwali to koniec, tylko usiąść i płakać. Albo przeklinać, ile wlezie xD

    OdpowiedzUsuń
  3. No ładnie! Nie sądziłam, że tak szybko między nimi tak ostro zaiskrzy. Ale coś czuję, że to początek kłopotów :D

    OdpowiedzUsuń
  4. Jestem :)
    Przepraszam, że dopiero teraz, ale wiesz.. Wisła :)
    Zaskoczyłaś mnie tym rozdziałem, naprawdę!
    Bohaterowie.. no no, szybko! Ale to dobrze. Niech się dzieje, przynajmniej jest się na czym skupić :D
    Przepraszam, że tak krótko i mało ogarnięcie, ale nadrabiam wszystkie zaległości i wiadomo :)
    Pozdrawiam! ;*

    OdpowiedzUsuń
  5. Hejka kochaniutka :*
    Przepraszam,ale szkoła mnie totalnie pochłonęła,ale jestem i pozostawiam ten skromny komentarz ;)
    Super rozdział,dużo się dzieje,ale to fajnie ;) przynajmniej nie można się znudzić :D

    Pozdrawiam :*

    OdpowiedzUsuń
  6. Jejku ale tu się dzieje :D wszystko tak szybko aż się boje pomyśleć co będzie dalej :D super rozdział i juz czekam na kolejny, pozdrawiam :*

    OdpowiedzUsuń
  7. Czytam dalej :D mega mi się spodobało :)
    Jaki on jest opiekuńczy i taki troskliwy, ale też jak samo powiedziałaś uległy. Za bardzo chyba :D
    Maren najwidoczniej brakowało bliskości.
    Boski rozdział. Lecę dalej ♥

    OdpowiedzUsuń